Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 13 kwietnia 2014
Rozdział 24.
***2 tygodnie później.
Oczami Olki
Grzesiek pojechał na zgrupowanie do Spały kilka dni temu. Wyleczył kontuzję całkowicie i zajął miejsce Łukasza Wiśniewskiego któremu odnowiła się kontuzja kostki. Zbyszek nie dostał powołania na ME i Memoriał Wagnera, z powodu słabszej formy. Wiem,że ciężko mu z tego powodu,ale z całego serca będzie z kadrą duchem. Kosok długo zastanawiał się czy pojechać,ze względu na mnie. Termin porodu mam na za 2 tygodnie, ale urodzić mogę tak na prawdę w każdej chwili. Jeśli chodzi o Zbyszka,to mamy kontakt,ale nie taki jak ja osobiście bym sobie tego życzyła. Może to i lepiej. Czym bliżej porodu, tym więcej pytań kumuluje się w mojej głowie,czy aby dobrze robie utrzymując Go w niewiedzy. Ja teraz bardzo dużo czasu spędzam w posiadłości Ignaczaków. Iwona dostała nakaz od Kosy jak i od swojego męża,aby się mną opiekować. Jak dla mnie to nie potrzebne,dam sobię radę, lecz to miłe z ich strony,że ofiarują mi bezgraniczną pomoc. Jest piękny wrześniowy dzień, Iwona w pracy a ja urzęduję w jej królestwie, czyli kuchni. Dominika wraz z Sebastianem który godzinę temu wrócił ze szkoły bawią się z Juniorem w ogrodzie,a ja kątem oka patrze na ich poczynania gotując obiad. Grześ dzwoni do mnie średnio co pół godziny i sprawdza czy wszystko ze mną wporządku. Iwona twierdzi,że jest to słodkie,a mnie to zaczyna już lekko irytować. Długo nie musiałam czekać,żeby usłyszeć ponownie dźwięk mojego telefonu.
-Grzesiu, nie powinieneś skupić się na treningu? - zapytałam, nie mówiąc nawet "Halo".
-Kochanie,chciałem sprawdzić czy wszystko u Ciebie okej.
-Przecież co pół godziny Cię o tym zapewniam, jakby coś się działo dam Ci znać,obiecuję.
Andrea na pewno się złości,że co chwilę ględzisz przez komórkę.
-Właśnie mamy chwilę przerwy, dlatego dzwonie, a o trenera się nie martw. Wszystko pod kontrolą.- wyjaśnił środkowy.
W tle usłyszałam głos Andrei,że przerwa dobiegła końca.
-No i chyba już po przerwie, idź trenuj,żebyś za szybko do domu nie wrócił. - zaśmiałam się pod nosem.
-Idę,już idę.- rzucił Grzesiek jednocześnie do mnie jak i do trenera. - zadzwonię później- powiedział.
-Czyli za pół godziny. - rzuciłam bez zastanowienia wciskając czerwoną słuchawkę.
Wróciłam do wykonywanej wcześniej czynności jaką było zabielanie zupy, dzieciaki zażyczyły sobie dzisiaj pomidorową. Z ogrodu nagle przybiegł Sebastian
-Ciociu,kiedy będzie obiad?Jestem już trochę głodny.
-W zasadzie, to możesz już iść po Dominikę,umyjcie ręce i zapraszam. - poczochrałam trochę czuprynę młodego Ignaczaka.
Sebastian zgodnie z moją prośbą poszedł po siostrę, ja nakryłam do stołu i patrzyłam jak dzieci o dziwo ze smakiem zajadały przygotowany przeze mnie obiad.
***Oczami Kosy
-Koniec na dziś Panowie. - powiedział trener.
Porozciągałem się jeszcze przez chwilę, patrząc w stronę Igły. On doskonale wiedział,co mnie gryzie. Od razu zajął miejsce na parkiecie obok mnie.
-Grzesiu wykończysz się myśleniem o tej sprawie. - powiedział mój przyjaciel.
-Pogadamy o tym w pokoju, dobra? - zapytałem.
Już przed zgrupowaniem ustaliłem z Krzyśkiem,że będziemy mieszkać w jednym pokoju,zawsze mieszkał on sam bo każdy twierdził,że chrapie. Ja postanowiłem wykazać się odwagą i towarzyszyć Krzyśkowi w jednym pokoju podczas zgrupowania. Zrobilem to też z tego względu,że ostatnio bardzo często potrzebuje się komuś wygadać,a on jako nie liczny zna doskonale całą sytuację. W zasadzie oprócz mnie, Oli i naszych rodzin, tylko on i Iwona znają prawdę odnośnie Kubusia. Wchodząc do pokoju od razu udałem się pod prysznic, zajęło mi to jakieś 15 minut. Potrzebowałem tego.
-Możesz wchodzić. - powiedziałem do Krzyśka wychodząc już z łazienki.
Libero posłusznie wszedł do pomieszczenia w którym znajdowałem się jeszcze chwilę temu i wykonał tę samą czynność co ja. Poszukałem w mojej torbie jakiś ciuchów,ale postanowiłem postawić na wygodę. Ubrałem białe polo od naszego sponsora i jakieś krótkie spodenki. Gdy Krzysiek wyszedł z łazienki oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Grzesiu, czyżbyśmy czytali sobie w myślach?- libero śmiał się jeszcze przez chwilę.
-Na to wychodzi.- odpowiedziałem, patrząc na mojego "brata bliźniaka" który wyszedł w tym samym stroju w który ja ubrałem się podczas jego kąpieli.
-Uwaga! Wchodzę! - krzyknął Dziku.
-Czym chata bogata. - uśmiechnąłem się.
-Macie na dziś jakieś plany Panowie? - zapytał Michał.
-W zasadzie to chyba nie. - odpowiedziałem.
- Trening jest jutro na 13 dopiero, więc może skoczymy gdzieś na małe piwo?- zapytał śmiało Kubiak.
-To jest jakieś wyjście Misiu. - powiedział Igła.
-Dobra to jak coś miejcie telefony przy dupie, będę dzwonił.- zarządził Kubiak.
Położyłem się na łóżku wkładając w uszy słuchawki, zamknąłem oczy i nacisnąłem play, a w słuchawkach usłyszałem dźwięk muzyki,który bardzo był mi potrzebny,aby w danym momencie nie zwariować od natłoku myśli.
***Oczami Zbyszka.
Powoli przygotowuję się do zasiedlenia Jastrzębia Zdroju. Klub postarał się o piękne mieszkanie blisko hali. Nie to samo co miałem kiedyś, ale podobne. Przywiozłem tu już większość swoich rzeczy,ale co z tego jak nie wziąłem ze sobą najważniejszej osoby w moim życiu. I będę tu sam jak palec, nie licząc mojego psa. Reprezentacja trenuje w Spale, a ja? A ja się kurde przeprowadzam. Rzeszów podjął ze mną rozmowy dotyczące podpisania umowy na najbliższy sezon,ale ja miałem podpisaną umowę już tu w Jastrzębiu. Jakoś sobie nawet nie wyobrażam mojego dalszego pobytu w stolicy Podkarpacia. Ostatnimi czasy czuję się fatalnie, nie dość, że kobieta którą kocham jest zajęta przez Kosoka i spodziewa się jego dziecka to jeszcze podłamałem się faktem,że moja forma płata figle przed jedną z ważniejszych imprez sezonu jaką są ME i nie zostałem powołany. Gdy układałem na półce książki,z jednej z nich wyleciało moje zdjęcie z Olą. Ja obejmowałem ją w pasie,a ona trzymając rękę na moim torsie uśmiechała się w stronę aparatu.
- Ile ja bym dał,żeby tak było znowu kochanie. - powiedziałem do zdjęcia. Złapałem się na tym,że gdy patrzyłem na Nią na tym zdjęciu cieszyłem się jak głupi do sera. W moich gratach znalazłem szybko pustą ramkę i oprawiłem w nią dane zdjęcie stawiając na komodzie która stała w centralnym punkcie mojego salonu.
Było coś koło 15, postanowiłem jeszcze dziś pojechać do Rzeszowa, spędzić tam ostatni tydzień przed generalną przeprowadzką do Jastrzębia. Chciałem spotkać się jeszcze z kilkoma osobami, a przede wszystkim z tą najważniejszą i najbliższą memu sercu.
***Oczami Olki
-Iwona proszę Cię, nie marudź. -powiedziałam z uśmiechem na twarzy do przyjaciółki.
-Ola,nie denerwuj mnie. Miałam się Tobą opiekować. - mina Iwony była bezcenna.
Chciałam trochę odciążyć swoją osobą Iwonę i dzisiejszą noc spędzić w mieszkaniu Grześka. Tęskniłam za tamtym miejscem, chciałam znowu zobaczyć piękny pokoik dla maluszka, poczuć zapach perfum Grześka który wydobywał się z szafki w łazience po jej otwarciu. Iwona w żadnym wypadku nie chciała się na to zgodzić,ale po dłuższych namowach uległa.
-Pamiętaj,że jeśli coś się będzie działo. Dzwoń nawet w środku nocy, będę natychmiast. - poprosiła przyjaciółka, gładząc mój ogromny brzuch.
-Dobrze kochana, ale wszystko będzie dobrze. - powiedziałam optymistycznie.
-Jeśli coś by się stało to Grzesiek a nawet Krzysiek by mnie zabił. - Iwona przewróciła oczami.
-Nic mi nie będzie Iwona, więcej optymizmu. - cmoknęłam przyjaciółkę w policzek. - psa Wam zostawiam. - uśmiechnęłam się.
-No jasne,nie ma mowy,żebyś jeszcze z psem musiała wychodzić.- Iwona wzięła Juniora na ręcę i pogłaskała po malutkiej główce.
-Do jutra, cześć dzieciaczki, cześć piesku.
-Pa ciocia!- krzyknęły równocześnie dzieci Iwony i Krzyśka.
Gdy dojechałam na miejsce, postanowiłam pójść do pobliskiego sklepu w celu zrobienia małych zakupów. Zdawałam sobie sprawę,że w Naszej lodówce mogę zastać jedynie mrukające światło. Kupiłam sobie ogórki kiszone na punkcie których ostatnimi czasy miałam "hopla", nie zabrakło również chleba i dźemu jak i wody minerlanej. Szukając kluczy od mieszkania w torebce usłyszałam dźwięk mojej komórki.
-Ahh tak, Grzesiek już za długo nie dzwonił. -pomyślałam.
Pośpiesznie znalazłam w torebce dzwoniące urządzenia a na ekranie ku mojemu zdziwieniu pojawiło się zdjęcie atakującego. Serce zaczęło walić mi jak młotem. Sama nie wiem dlaczego.
- Tak słucham?
-Cześć Ola. Przyjechałem dziś do Rzeszowa, czy moglibyśmy się jeszcze spotkać? - zapytał wprost Zbyszek.
-Myślę,że nie ma żadnego problemu. Jeśli masz ochotę wpadnij za godzinę do mieszkania Grześka. - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Serio? Super! W takim razie będę za godzinę. - słyszałam radość w głosie Bartmana.
-Do zobaczenia! - nie czekając na odpowiedź kolegi, rozłączyłam się.
Kolegi.. Boże jak to brzmi. No ale tak przecież Zbyszek jest moim kolegą. Chociaż jak można nosić pod sercem dziecko kolegi? - myślałam. Bardzo cieszyłam się na spotkanie z atakującym,chociaż wiem,że gdy spotkanie dobiegnie końca będzie mi bardzo smutno. Wiem,że gdy wyjedzie nasz kontakt ograniczy się tylko do spotkań na meczach Jastrzębskiego w Rzeszowie, czyli raz w fazie zasadniczej i oby w pół finałach, a najlepiej w finale. Chociaż do tego to jeszcze trochę czasu, bo sezon nawet jeszcze się nie zaczął.
***Oczami Kosy.
Albo mi się wydaję albo lekko przysnąłem. Uwielbiałem zasypiać ze słuchawkami w uszach, muzyka nigdy nie przeszkadzała mi w zasypianiu. Postanowiłem zadzwonić do Olki. O dziwo po drugim sygnale odebrała.
-Szybko Ci poszło skarbie.-powiedziałem.
-A cóż się stało,że dzwonisz po 3 godzinach od ostatniego telefonu?- słyszałem,że Ola śmieję się pod nosem.
-Bardzo śmieszne, wiesz? -zapytałem. Jakie macie z Iwoną plany na dzisiejszy wieczór?- z moich ust padło kolejne pytanie.
-Kochanie, dziś śpię w naszym do.. -nie zdążyłam dokończyć.
-Coooo? Chyba oszalałaś! Zaraz do Ciebie przyjadę! - poderwałem się na równe nogi.
-Grzesiu,a może to Ty oszalałeś? Ciąża to nie choroba, chciałam trochę zejść z głowy Iwonie. Zresztą wieczorem nie będę sama, Zbyszek dzwonił i zapytał o spotkanie.
-Świetnie... - nie byłem zadowolony.
-Sam nie wiesz o co Ci chodzi. Sama w domu-źle. Towarzystwo Zibiego- jeszcze gorzej.
-Powiesz mu? - zapytałem wprost.
-Nie no Ty chyba na prawdę oszalałeś. Skąd Ci to przyszło do głowy?- ton jej głosu nie był miły. Chyba ją wkurzyłem.
-Może powinnaś, jest ojcem Twojego dziecka i powinien znać prawdę.- rzuciłem, lekko zły. Chociaż serio uważałem,że Zbyszek powinien wiedzieć.
-OOO, zawsze mówiłeś o Kubie,że to Nasz syn. Dobrze wiedzieć,że teraz Ty się wycofujesz. Nie dzwoń dziś już do mnie. Bo chyba troszkę przegiąłeś. Miłego wieczoru. - rozłączyła się.
-Cholera! - krzyknąłem rzucając telefonem na łóżko.
-Grzesiek spokojnie.- Krzysiek próbował mnie uspokoić.
-Łatwo Ci mówić stary. Sam byłbyś kłębkiem nerwów.
-Pewnie tak by było. Posłuchaj zdecydowałeś,że będziesz wychowywał z Nią tego maluszka,teraz nagle wypalasz tekstem ,że to jest JEJ dziecko.- dla Niej to też nie jest łatwe.
-Kurwa Krzychu! Przecież to jest JEJ syn. Jej i Zbyszka! - krzyknąłem.
Serce stanęło mi w gardle, bo w drzwiach naszego pokoju zobaczyłem Michała Kubiaka,który bez wątpienia wszystko słyszał.
-No to pięknie- powiedział Igła.
-Chłopaki,co tu się dzieję do cholery?!- zapytał zdezorientowany Kubiak.
-Nic, chodźmy na to piwo.- Igła próbował ratować sytuację.
-Czy ja dobrze słyszałem? Że.. - oczy Kubiaka przypominały monety o nominale 5zł.
-Tak, dobrze słyszałeś. Ola jest w ciąży ze Zbyszkiem! - odpowiedziałem na pytanie Michała
-Nie wierzę..- powiedział Kubiak.
Wszystko mnie już przerosło. Postanowiłem trochę się uspokoić, wysłałem chłopaków na piwo a ja sam wsiadłem do auta i z piskiem opon ruszyłem w stronę Rzeszowa. To koniec. Ja tak dalej nie mogę. Kocham Olę i tego malucha,ale prędzej zjedzą mnie wyrzuty sumienia,że jej dziecko nie zna swojego ojca i że ten nie wie o istnieniu swojego syna. O istnieniu może i wie,ale nie wie,że to jego dzieło. Wiem,że szansa na szczęście i stworzenie rodziny z moją wymarzoną kobietą za chwilę legną w gruzach,ale nie będę potrafił żyć w kłamstwie. Nie ma na co czekać, muszę stanąć twarzą w twarz z atakującym i powiedzieć mu prawdę,póki jeszcze nie jest za późno.
***Oczami Olki.
Grzesiek porządnie mnie wkurzył, gdybym nie była w ciąży na pewno zapaliłabym papierosa w celu uspokojenia się. Co on sobie zaczął nagle wyobrażać? Co to do cholery ma być? Miałam milion pytań na minutę. Nie wiedziałam,co siedzi mu w głowie. Wiem,że dręczy Go ta sytuacją tak jak i mnie. Co ja mam powiedzieć? On nawet nie ma pojęcia jak ja fatalnie się z tym czuję. Bardzo chciałabym,aby Zbyszek znał prawdę, ale boję się. Tak kurwa, boję się,że znudziłoby mu się bycie ojcem i odrzuciłby syna tak samo jak odrzucił mnie z dnia na dzień. Zresztą po co mam burzyć jego idealne, kawalerskie życie bez zobowiązań? Przy Grześku wszystko jest tak stabilne, wiem, że odegra wspaniale rolę ojca dla Jakuba. A może on nie chcę tego robić. Mam cholerny mętlik w głowie. Zastanawiam się czy serio czuje coś do Grześka oprócz ogromnego przyzwyczajenia.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam przez judasza a moim oczom ukazał się Zbyszek.
-A faktycznie.- pomyślałam.
Otworzyłam drzwi i wpuściłam gościa do środka. Do moich nozdrzy doleciał znakomicie znany mi perfum który zawsze zwalał mnie z nóg.
-Cześć Bąble. - powiedział radośnie Zibi, całując mnie przyjacielsko w policzek a prawą wielką dłonią pogłaskał jednocześnie mój brzuch.
-Cześć,cześć. - proszę rozgość się.
Syn chyba poczuł obecność biologicznego ojca, bo kopnął z taką mocą,że syknęłam przez zęby.
-To dla Ciebie. - Zibi wręczył mi bukiet, pięknych tulipanów, które uwielbiałam. -pamiętał- pomyślałam.
-Dziękuję Ci bardzo. - uśmiechnęłam się.
-Czego się napijesz? - zapytałam mojego gościa. "GOŚCIA" jak to brzmi? Przecież to jest Zbyszek, kiedyś mój Zbyszek.
-Ola, no przestań nic nie chcę. A Ty chyba nie powinnaś się przemęczać.
-Uwierz mi ,że nalanie Ci szklanki wody nie zmęczy mnie tak bardzo jak nadopiekuńczość Grześka na odległość. - uśmiechnęłam się do atakującego.
-Nie dziwię mu się, też bym szalał z niepokoju i też bym cholernie dbał. -powiedział stanowczo stając w obronie środkowego.
-Idę nalać Ci wody i proszę nie marudzić. -wyszczerzyłam się w stronę mojego eks.
Idąc w stronę kuchni poczułam mocne kopniaki od młodego.
-Uspokój się synku. Jest u Nas Twój tatuś,musisz być grzeczny. - szepnęłam głaszcząc się po brzuchu.
Stojąc w kuchni, kątem oka widziałam Zbyszka siedzącego w salonie. Swoją drogą wyglądał niesamowicie dobrze. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, ja nie dałam niczego po sobie poznać i wróciłam do czynności nalewania wody dla Zbyszka. Sobie też wlałam, a co. Nagle poczułam chęć zjedzenia ogórka kiszonego. Więc wyciągnęłam też z lodówki ogórki i udałam się do salonu.
- Bardzo Cię przepraszam,że ja tu tak z ogórkami wyskakuję,ale od kilku miesięcy nie mogę bez nich żyć. - uśmiechnęłam się.
-Nie ma problemu ,rozumiem. - Zbyszek luźno poczęstował się ogórkiem.
Rozmawialiśmy jeszcze długo, nagle poczułam się nieco gorzej.
-Muszę się położyć. Trochę źle się czuję. - powiedziałam.
-Ola, może to już? No wiesz.. poród. - Zbyszek był trochę wystraszony.
-No coś Ty. - powiedziałam,żeby Go uspokoić. Chociaż czułam lekkie skórcze co 10 minut.
-Jak coś to zaraz zawiozę Cię do szpitala.- kucnął przy mnie i złapał za rękę.
Poczułam ogromne ciepło na mojej prawej dłoni. To ciepło którego tak bardzo mi brakowało przez ostatnie miesiące.
-Dziewczyno zejdź na ziemię- pomyślałam
Po 15 minutach postanowiłam pójść do toalety. Zbyszek pomógł mi wstać, a ja podnosząc się poczułam między nogami jakąś ciecz.
-Zbyszek! Wody.. -krzyknęłam
-Już zaraz Ci przyniosę!
-Nie! Wody mi odeszły! Miałeś rację,to już...- mówiłam zdenerwowana.
Kolor skóry Zbyszka był porównywalny z śnieżnobiałą kartka.
-Musimy zachować spokój, masz już przygotowaną jakąś torbę do szpitala?- zapytał mnie atakujący.
-Nie, idź proszę do pokoju małego i tam wszystko leży, proszę spakuj to szybko a ja zadzwonię do Grześka. - powiedziałam czując coraz większy ból.
***Oczami Grześka.
1,5 godziny drogi do Rzeszowa miałem, za sobą. Przede mną jeszcze 2 z kawałkiem. Uspokoiłem się trochę. Nagle usłyszałem dźwięk mojej komórki. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Oli. Odrzuciłem połączenie. Nie chciałem z Nią teraz wdawać się w żadne dyskusję.Dzwoniła jeszcze kilka razy,ale nie odbierałem.
Za chwilę znowu rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Tym razem Zbyszek.
- Jeszcze czego. - pomyślałem odbierając połączenie.
-Chłopie dlaczego telefonu nie odbierasz od Oli? Przecież ona rodzi! - wykrzyczał mi do słuchawki Zibi.
- Coooo? Jak to, już? - spytałem podniesionym tonem równocześnie wciskając gaz do dechy.
-No tak to. Chłopie przyjeżdżaj, syn Ci się rodzi! -Zbyszek miał zdenerwowanie w głosie.
-Mi? - spytałem głupio.
-No chyba nie mi. - odparł atakujący i rozłączył się.
Nie mogłem uwierzyć w to,że akurat wtedy kiedy Zbyszek miał dowiedzieć się prawdy to Ola zaczęła rodzić jeszcze przy Nim. To chyba jakiś znak z góry. Utwierdziłem się w przekonaniu,że atakujący jeszcze dziś musi dowiedzieć się,że mały to jego syn. I musi podjąć jakąś decyzję. Jeśli wypnie się na Olkę i Kubę, to ja zajmę jego miejsce,bo bardzo ich kocham i chcę dla Nich jak najlepiej. Jednak nie mogę odbierać dziecku ojca. Chociaż w tym wszystkim jest jeszcze Ola. Dla niej co prawda sytuacja też nie jest prosta, ale mam wrażenie,że ona nadal kocha niezdecydowanego Zbigniewa B.
***Oczami Zbyszka.
W mgnieniu oka znalaźliśmy się w szpitalu. Ola usiadła na wózku inwalidzkim który pielęgniarka pchała bezpośrednio w stronę porodówki.
-Boję się. - Ola złapała mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - powiedziałem.
-Kiedyś już też obiecywałeś.- z jej oczu poleciały śmiem twierdzić słone krople.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć , czułem że jeśli coś powiem głos zacznie mi się łamać , bo wiedziałem,że jestem bliski płaczu. Nie mogłem pozwolić jednak na to,że kobieta którą kocham najbardziej na świecie, płaczę przeze mnie. Chociaż tak pewnie było ciągle przez pierwsze miesiące od naszego rozstania. Wtedy jednak nie zdawałem sobie sprawy co a raczej kogo straciłem. Jak taki skarb mogłem wypuścić z rąk?
-Proszę to fartuch ochronny dla Pana. Chcę być Pan obecny przy narodzinach dziecka? - z rozmyślań wyrwała mnie druga pielęgniarka,trzymając w dłoniach zielony foliowy płaszcz.
Oniemiałem i spojrzałem na Olę.
-Będziesz przy mnie? - zapytała.
Nie wierzyłem własnym uszom. Byłem bardzo szczęśliwy,ale chyba jednak to Grzesiek powinien być przy porodzie. Zresztą co ja plotę, przecież Grześka tu jeszcze nie ma.
-Oczywiście słońce.- rzuciłem podekscytowany.
-Mam nadzieję,że ma Pan mocne nerwy i nie będziemy musieli zbierać Pana z podłogi. - zaśmiała się pielęgniarka.
-To się okaże.- wtrąciła Ola, trzymając się za brzuch.
-To Państwa pierwsze dziecko?- zapytała ponownie pielęgniarka.
-Tak.- rzuciłem bez zastanowienie, jakbym to ja był ojcem i weszliśmy na salę porodową.
_________________________________________________________
Witam po BARDZO długiej przerwie. Świat trochę zawalił mi się na głowę,ale stwierdziłam,że jeśli bloga zaczęłam to i go dokończę, Piszcie opinię o rozdziale w komentarzach. Jak dla mnie jest on jednym z najgorszych, ale postaram się aby kolejne miały coś w sobie.Jeśli macie jakieś pytania zapraszam: http://ask.fm/munecabravva Pozdrawiam - Olka:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)