Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 24.



***2 tygodnie później.



Oczami Olki


Grzesiek pojechał na zgrupowanie do Spały kilka dni temu. Wyleczył kontuzję całkowicie i zajął miejsce Łukasza Wiśniewskiego któremu odnowiła się kontuzja kostki. Zbyszek nie dostał powołania na ME i Memoriał Wagnera, z powodu słabszej formy. Wiem,że ciężko mu z tego powodu,ale z całego serca będzie z kadrą duchem. Kosok długo zastanawiał się czy pojechać,ze względu na mnie. Termin porodu mam na za 2 tygodnie, ale urodzić mogę tak na prawdę w każdej chwili. Jeśli chodzi o Zbyszka,to mamy kontakt,ale nie taki jak ja osobiście bym sobie tego życzyła. Może to i lepiej. Czym bliżej porodu, tym więcej pytań kumuluje się w mojej głowie,czy aby dobrze robie utrzymując Go w niewiedzy. Ja teraz bardzo dużo czasu spędzam w posiadłości Ignaczaków. Iwona dostała nakaz od Kosy jak i od swojego męża,aby się mną opiekować. Jak dla mnie to nie potrzebne,dam sobię radę, lecz to miłe z ich strony,że ofiarują mi bezgraniczną pomoc. Jest piękny wrześniowy dzień, Iwona w pracy a ja urzęduję w jej królestwie, czyli kuchni. Dominika wraz z Sebastianem który godzinę temu wrócił ze szkoły bawią się z Juniorem w ogrodzie,a ja kątem oka patrze na ich poczynania gotując obiad. Grześ dzwoni do mnie średnio co pół godziny i sprawdza czy wszystko ze mną wporządku. Iwona twierdzi,że jest to słodkie,a mnie to zaczyna już lekko irytować. Długo nie musiałam czekać,żeby usłyszeć ponownie dźwięk mojego telefonu.

-Grzesiu, nie powinieneś skupić się na treningu? - zapytałam, nie mówiąc nawet "Halo".
-Kochanie,chciałem sprawdzić czy wszystko u Ciebie okej.
-Przecież co pół godziny Cię o tym zapewniam, jakby coś się działo dam Ci znać,obiecuję.
Andrea na pewno się złości,że co chwilę ględzisz przez komórkę.
-Właśnie mamy chwilę przerwy, dlatego dzwonie, a o trenera się nie martw. Wszystko pod kontrolą.- wyjaśnił środkowy.
W tle usłyszałam głos Andrei,że przerwa dobiegła końca.
-No i chyba już po przerwie, idź trenuj,żebyś za szybko do domu nie wrócił. - zaśmiałam się pod nosem.
-Idę,już idę.- rzucił Grzesiek jednocześnie do mnie jak i do trenera. - zadzwonię później- powiedział.
-Czyli za pół godziny. - rzuciłam bez zastanowienia wciskając czerwoną słuchawkę.
Wróciłam do wykonywanej wcześniej czynności jaką było zabielanie zupy, dzieciaki zażyczyły sobie dzisiaj pomidorową. Z ogrodu nagle przybiegł Sebastian
-Ciociu,kiedy będzie obiad?Jestem już trochę głodny.
-W zasadzie, to możesz już iść po Dominikę,umyjcie ręce i zapraszam. - poczochrałam trochę czuprynę młodego Ignaczaka.
Sebastian zgodnie z moją prośbą poszedł po siostrę, ja nakryłam do stołu i patrzyłam jak dzieci o dziwo ze smakiem zajadały przygotowany przeze mnie obiad.



***Oczami Kosy

-Koniec na dziś Panowie. - powiedział trener.
Porozciągałem się jeszcze przez chwilę, patrząc w stronę Igły. On doskonale wiedział,co mnie gryzie. Od razu zajął miejsce na parkiecie obok mnie.
-Grzesiu wykończysz się myśleniem o tej sprawie. - powiedział mój przyjaciel.
-Pogadamy o tym w pokoju, dobra? - zapytałem.
Już przed zgrupowaniem ustaliłem z Krzyśkiem,że będziemy mieszkać w jednym pokoju,zawsze mieszkał on sam bo każdy twierdził,że chrapie. Ja postanowiłem wykazać się odwagą i towarzyszyć Krzyśkowi w jednym pokoju podczas zgrupowania. Zrobilem to też z tego względu,że ostatnio bardzo często potrzebuje się komuś wygadać,a on jako nie liczny zna doskonale całą sytuację. W zasadzie oprócz mnie, Oli i naszych rodzin, tylko on i Iwona znają prawdę odnośnie Kubusia. Wchodząc do pokoju od razu udałem się pod prysznic, zajęło mi to jakieś 15 minut. Potrzebowałem tego.

-Możesz wchodzić. - powiedziałem do Krzyśka wychodząc już z łazienki.
Libero posłusznie wszedł do pomieszczenia w którym znajdowałem się jeszcze chwilę temu  i wykonał tę samą czynność co ja. Poszukałem w mojej torbie jakiś ciuchów,ale postanowiłem postawić na wygodę. Ubrałem białe polo od naszego sponsora i jakieś krótkie spodenki. Gdy Krzysiek wyszedł z łazienki oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
-Grzesiu, czyżbyśmy czytali sobie w myślach?- libero śmiał się jeszcze przez chwilę.
-Na to wychodzi.- odpowiedziałem, patrząc na mojego "brata bliźniaka" który wyszedł w tym samym stroju w który ja ubrałem się podczas jego kąpieli.
-Uwaga! Wchodzę! - krzyknął Dziku.
-Czym chata bogata. - uśmiechnąłem się.
-Macie na dziś jakieś plany Panowie? - zapytał Michał.
-W zasadzie to chyba nie. - odpowiedziałem.
- Trening jest jutro na 13 dopiero, więc może skoczymy gdzieś na małe piwo?- zapytał śmiało Kubiak.
-To jest jakieś wyjście Misiu. - powiedział Igła.
-Dobra to jak coś miejcie telefony przy dupie, będę dzwonił.- zarządził Kubiak.
Położyłem się na łóżku wkładając w uszy słuchawki, zamknąłem oczy i nacisnąłem play, a w słuchawkach usłyszałem dźwięk muzyki,który bardzo był mi potrzebny,aby w danym momencie nie zwariować od natłoku myśli.




***Oczami Zbyszka.
Powoli przygotowuję się do zasiedlenia Jastrzębia Zdroju. Klub postarał się o piękne mieszkanie blisko hali. Nie to samo co miałem kiedyś, ale podobne. Przywiozłem tu już większość swoich rzeczy,ale co z tego jak nie wziąłem ze sobą najważniejszej osoby w moim życiu. I będę tu sam jak palec, nie licząc mojego psa. Reprezentacja trenuje w Spale, a ja? A ja się kurde przeprowadzam. Rzeszów podjął ze mną rozmowy dotyczące podpisania umowy na najbliższy sezon,ale ja miałem podpisaną umowę już tu w Jastrzębiu. Jakoś sobie nawet nie wyobrażam mojego dalszego pobytu w stolicy Podkarpacia. Ostatnimi czasy czuję się fatalnie, nie dość, że kobieta którą kocham jest zajęta przez Kosoka i  spodziewa się jego dziecka to jeszcze podłamałem się faktem,że moja forma płata figle przed jedną z ważniejszych imprez sezonu jaką są ME i nie zostałem powołany. Gdy układałem na półce książki,z jednej z nich wyleciało moje zdjęcie z Olą. Ja obejmowałem ją w pasie,a ona trzymając rękę na moim torsie uśmiechała się w stronę aparatu.

- Ile ja bym dał,żeby tak było znowu kochanie. - powiedziałem do zdjęcia. Złapałem się na tym,że gdy patrzyłem na Nią na tym zdjęciu cieszyłem się jak głupi do sera. W moich gratach znalazłem szybko pustą ramkę i oprawiłem w nią dane zdjęcie stawiając na komodzie która stała w centralnym punkcie mojego salonu.
Było coś koło 15, postanowiłem jeszcze dziś pojechać do Rzeszowa, spędzić tam ostatni tydzień przed generalną przeprowadzką do Jastrzębia. Chciałem spotkać się jeszcze z kilkoma osobami, a przede wszystkim z tą najważniejszą i najbliższą memu sercu.




***Oczami Olki


-Iwona proszę Cię, nie marudź. -powiedziałam z uśmiechem na twarzy do przyjaciółki.
-Ola,nie denerwuj mnie. Miałam się Tobą opiekować. - mina Iwony była bezcenna.
Chciałam trochę odciążyć swoją osobą Iwonę i dzisiejszą noc spędzić w mieszkaniu Grześka. Tęskniłam za tamtym miejscem, chciałam znowu zobaczyć piękny pokoik dla maluszka, poczuć zapach perfum Grześka który wydobywał się z szafki w łazience po jej otwarciu. Iwona w żadnym wypadku nie chciała się na to zgodzić,ale po dłuższych namowach uległa.
-Pamiętaj,że jeśli coś się będzie działo. Dzwoń nawet w środku nocy, będę natychmiast. - poprosiła przyjaciółka, gładząc mój ogromny brzuch.
-Dobrze kochana, ale wszystko będzie dobrze. - powiedziałam optymistycznie.
-Jeśli coś by się stało to Grzesiek a nawet Krzysiek by mnie zabił. - Iwona przewróciła oczami.
-Nic mi nie będzie Iwona, więcej optymizmu. - cmoknęłam przyjaciółkę w policzek. - psa Wam zostawiam. - uśmiechnęłam się.
-No jasne,nie ma mowy,żebyś jeszcze z psem musiała wychodzić.- Iwona wzięła Juniora na ręcę i pogłaskała po malutkiej główce.
-Do jutra, cześć dzieciaczki, cześć piesku.
-Pa ciocia!- krzyknęły równocześnie dzieci Iwony i Krzyśka.
Gdy dojechałam na miejsce, postanowiłam pójść do pobliskiego sklepu w celu zrobienia małych zakupów. Zdawałam sobie sprawę,że w Naszej lodówce mogę zastać jedynie mrukające światło. Kupiłam sobie ogórki kiszone na punkcie których ostatnimi czasy miałam "hopla", nie zabrakło również chleba i dźemu jak i wody minerlanej. Szukając kluczy od mieszkania w torebce usłyszałam dźwięk mojej komórki.

-Ahh tak, Grzesiek już za długo nie dzwonił. -pomyślałam.
Pośpiesznie znalazłam w torebce dzwoniące urządzenia a na ekranie ku mojemu zdziwieniu pojawiło się zdjęcie atakującego. Serce zaczęło walić mi jak młotem. Sama nie wiem dlaczego.
- Tak słucham?
-Cześć Ola. Przyjechałem dziś do Rzeszowa, czy moglibyśmy się jeszcze spotkać? - zapytał wprost Zbyszek.
-Myślę,że nie ma żadnego problemu. Jeśli masz ochotę wpadnij za godzinę do mieszkania Grześka. - uśmiechnęłam się pod nosem.
-Serio? Super! W takim razie będę za godzinę. - słyszałam radość w głosie Bartmana.
-Do zobaczenia! - nie czekając na odpowiedź kolegi, rozłączyłam się.
Kolegi.. Boże jak to brzmi. No ale tak przecież Zbyszek jest moim kolegą. Chociaż jak można nosić pod sercem dziecko kolegi? - myślałam. Bardzo cieszyłam się na spotkanie z atakującym,chociaż wiem,że gdy spotkanie dobiegnie końca będzie mi bardzo smutno. Wiem,że gdy wyjedzie nasz kontakt ograniczy się tylko do spotkań na meczach Jastrzębskiego w Rzeszowie, czyli raz w fazie zasadniczej i oby w pół finałach, a najlepiej w finale. Chociaż do tego to jeszcze trochę czasu, bo sezon nawet jeszcze się nie zaczął.



***Oczami Kosy.


Albo mi się wydaję albo lekko przysnąłem. Uwielbiałem zasypiać ze słuchawkami w uszach, muzyka nigdy nie przeszkadzała mi w zasypianiu. Postanowiłem zadzwonić do Olki. O dziwo po drugim sygnale odebrała.
-Szybko Ci poszło skarbie.-powiedziałem.
-A cóż się stało,że dzwonisz po 3 godzinach od ostatniego telefonu?- słyszałem,że Ola śmieję się pod nosem.
-Bardzo śmieszne, wiesz? -zapytałem. Jakie macie z Iwoną plany na dzisiejszy wieczór?- z moich ust padło kolejne pytanie.
-Kochanie, dziś śpię w naszym do.. -nie zdążyłam dokończyć.
-Coooo? Chyba oszalałaś! Zaraz do Ciebie przyjadę! - poderwałem się na równe nogi.
-Grzesiu,a może to Ty oszalałeś? Ciąża to nie choroba, chciałam trochę zejść z głowy Iwonie. Zresztą wieczorem nie będę sama, Zbyszek dzwonił i zapytał o spotkanie.
-Świetnie... - nie byłem zadowolony.
-Sam nie wiesz o co Ci chodzi. Sama w domu-źle. Towarzystwo Zibiego- jeszcze gorzej.
-Powiesz mu? - zapytałem wprost.
-Nie no Ty chyba na prawdę oszalałeś. Skąd Ci to przyszło do głowy?- ton jej głosu nie był miły. Chyba ją wkurzyłem.
-Może powinnaś, jest ojcem Twojego dziecka i powinien znać prawdę.- rzuciłem, lekko zły. Chociaż serio uważałem,że Zbyszek powinien wiedzieć.
-OOO, zawsze mówiłeś o Kubie,że to Nasz syn. Dobrze wiedzieć,że teraz Ty się wycofujesz. Nie dzwoń dziś już do mnie. Bo chyba troszkę przegiąłeś. Miłego wieczoru. - rozłączyła się.

-Cholera! - krzyknąłem rzucając telefonem na łóżko.
-Grzesiek spokojnie.- Krzysiek próbował mnie uspokoić.
-Łatwo Ci mówić stary. Sam byłbyś kłębkiem nerwów.
-Pewnie tak by było. Posłuchaj zdecydowałeś,że będziesz wychowywał z Nią tego maluszka,teraz nagle wypalasz tekstem ,że to jest JEJ dziecko.- dla Niej to też nie jest łatwe.
-Kurwa Krzychu! Przecież to jest JEJ syn. Jej i Zbyszka! - krzyknąłem.
Serce stanęło mi w gardle, bo w drzwiach naszego pokoju zobaczyłem Michała Kubiaka,który bez wątpienia wszystko słyszał.
-No to pięknie- powiedział Igła.
-Chłopaki,co tu się dzieję do cholery?!- zapytał zdezorientowany Kubiak.
-Nic, chodźmy na to piwo.- Igła próbował ratować sytuację.
-Czy ja dobrze słyszałem? Że.. - oczy Kubiaka przypominały monety o nominale 5zł.
-Tak, dobrze słyszałeś. Ola jest w ciąży ze Zbyszkiem! - odpowiedziałem na pytanie Michała
-Nie wierzę..- powiedział Kubiak.
Wszystko mnie już przerosło. Postanowiłem trochę się uspokoić, wysłałem chłopaków na piwo a ja sam wsiadłem do auta i z piskiem opon ruszyłem w stronę Rzeszowa. To koniec. Ja tak dalej nie mogę. Kocham Olę i tego malucha,ale prędzej zjedzą mnie wyrzuty sumienia,że jej dziecko nie zna swojego ojca i że ten nie wie o istnieniu swojego syna. O istnieniu może i wie,ale nie wie,że to jego dzieło. Wiem,że szansa na szczęście i stworzenie rodziny z moją wymarzoną kobietą za chwilę legną w gruzach,ale nie będę potrafił żyć w kłamstwie. Nie ma na co czekać, muszę stanąć twarzą w twarz z atakującym i powiedzieć mu prawdę,póki jeszcze nie jest za późno.


***Oczami Olki.


Grzesiek porządnie mnie wkurzył, gdybym nie była w ciąży na pewno zapaliłabym papierosa w celu uspokojenia się. Co on sobie zaczął nagle wyobrażać? Co to do cholery ma być? Miałam milion pytań na minutę. Nie wiedziałam,co siedzi mu w głowie. Wiem,że dręczy Go ta sytuacją tak jak i mnie. Co ja mam powiedzieć? On nawet nie ma pojęcia jak ja fatalnie się z tym czuję. Bardzo chciałabym,aby Zbyszek znał prawdę, ale boję się. Tak kurwa, boję się,że znudziłoby mu się bycie ojcem i odrzuciłby syna tak samo jak odrzucił mnie z dnia na dzień. Zresztą po co mam burzyć jego idealne, kawalerskie życie bez zobowiązań? Przy Grześku wszystko jest tak stabilne, wiem, że odegra wspaniale rolę ojca dla Jakuba. A może on nie chcę tego robić. Mam cholerny mętlik w głowie. Zastanawiam się czy serio czuje coś do Grześka oprócz ogromnego przyzwyczajenia.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam przez judasza a moim oczom ukazał się Zbyszek.
-A faktycznie.- pomyślałam.
Otworzyłam drzwi i wpuściłam gościa do środka. Do moich nozdrzy doleciał znakomicie znany mi perfum który zawsze zwalał mnie z nóg.
-Cześć Bąble. - powiedział radośnie Zibi, całując mnie przyjacielsko w policzek a prawą wielką dłonią pogłaskał jednocześnie mój brzuch.
-Cześć,cześć. - proszę rozgość się.
Syn chyba poczuł obecność biologicznego ojca, bo kopnął z taką mocą,że syknęłam przez zęby.
-To dla Ciebie. - Zibi wręczył mi bukiet, pięknych tulipanów, które uwielbiałam. -pamiętał- pomyślałam.
-Dziękuję Ci bardzo. - uśmiechnęłam się.
-Czego się napijesz? - zapytałam mojego gościa. "GOŚCIA" jak to brzmi? Przecież to jest Zbyszek, kiedyś mój Zbyszek.
-Ola, no przestań nic nie chcę. A Ty chyba nie powinnaś się przemęczać.
-Uwierz mi ,że nalanie Ci szklanki wody nie zmęczy mnie tak bardzo jak nadopiekuńczość Grześka na odległość. - uśmiechnęłam się do atakującego.
-Nie dziwię mu się, też bym szalał z niepokoju i też bym cholernie dbał. -powiedział stanowczo stając w obronie środkowego.
-Idę nalać Ci wody i proszę nie marudzić. -wyszczerzyłam się w stronę mojego eks.
Idąc w stronę kuchni poczułam mocne kopniaki od młodego.
-Uspokój się synku. Jest u Nas Twój  tatuś,musisz być grzeczny. - szepnęłam głaszcząc się po brzuchu.
Stojąc w kuchni, kątem oka widziałam Zbyszka siedzącego w salonie. Swoją drogą wyglądał niesamowicie dobrze. Nagle nasze spojrzenia się spotkały, ja nie dałam niczego po sobie poznać i wróciłam do czynności nalewania wody dla Zbyszka. Sobie też wlałam, a co. Nagle poczułam chęć zjedzenia ogórka kiszonego. Więc wyciągnęłam też z lodówki ogórki i udałam się do salonu.
- Bardzo Cię przepraszam,że ja tu tak z ogórkami wyskakuję,ale od kilku miesięcy nie mogę bez nich żyć. - uśmiechnęłam się.
-Nie ma problemu ,rozumiem. - Zbyszek luźno poczęstował się ogórkiem.
Rozmawialiśmy jeszcze długo, nagle poczułam się nieco gorzej.
-Muszę się położyć. Trochę źle się czuję. - powiedziałam.
-Ola, może to już? No wiesz.. poród. - Zbyszek był trochę wystraszony.
-No coś Ty. - powiedziałam,żeby Go uspokoić. Chociaż czułam lekkie skórcze co 10 minut.
-Jak coś to zaraz zawiozę Cię do szpitala.- kucnął przy mnie i złapał za rękę.
Poczułam ogromne ciepło na mojej prawej dłoni. To ciepło którego tak bardzo mi brakowało przez ostatnie miesiące.
-Dziewczyno zejdź na ziemię- pomyślałam

Po 15 minutach postanowiłam pójść do toalety. Zbyszek pomógł mi wstać, a ja podnosząc się poczułam między nogami jakąś ciecz.
-Zbyszek! Wody.. -krzyknęłam
-Już zaraz Ci przyniosę!
-Nie! Wody mi odeszły! Miałeś rację,to już...- mówiłam zdenerwowana.
Kolor skóry Zbyszka był porównywalny z śnieżnobiałą kartka.
-Musimy zachować spokój, masz już przygotowaną jakąś torbę do szpitala?- zapytał mnie atakujący.
-Nie, idź proszę do pokoju małego i tam wszystko leży, proszę spakuj to szybko a ja zadzwonię do Grześka. - powiedziałam czując coraz większy ból.



***Oczami Grześka.



1,5 godziny drogi do Rzeszowa miałem, za sobą. Przede mną jeszcze 2  z kawałkiem. Uspokoiłem się trochę. Nagle usłyszałem dźwięk mojej komórki. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Oli. Odrzuciłem połączenie. Nie chciałem z Nią teraz wdawać się w żadne dyskusję.Dzwoniła jeszcze kilka razy,ale nie odbierałem.
Za chwilę znowu rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.  Tym razem Zbyszek.
- Jeszcze czego. - pomyślałem odbierając połączenie.
-Chłopie dlaczego telefonu nie odbierasz od Oli? Przecież ona rodzi! - wykrzyczał mi do słuchawki Zibi.
- Coooo? Jak to, już? - spytałem podniesionym tonem równocześnie wciskając gaz do dechy.
-No tak to. Chłopie przyjeżdżaj, syn Ci się rodzi! -Zbyszek miał zdenerwowanie w głosie.
-Mi? - spytałem głupio.
-No chyba nie mi. - odparł atakujący i rozłączył się.
Nie mogłem uwierzyć w to,że akurat wtedy kiedy Zbyszek miał dowiedzieć się prawdy to Ola zaczęła rodzić jeszcze przy Nim. To chyba jakiś znak z góry. Utwierdziłem się w przekonaniu,że atakujący jeszcze dziś musi dowiedzieć się,że mały to jego syn. I musi podjąć jakąś decyzję. Jeśli wypnie się na Olkę i Kubę, to ja zajmę jego miejsce,bo bardzo ich kocham i chcę dla Nich jak najlepiej. Jednak nie mogę odbierać dziecku ojca. Chociaż w tym wszystkim jest jeszcze Ola. Dla niej co prawda sytuacja też nie jest prosta, ale mam wrażenie,że ona nadal kocha niezdecydowanego Zbigniewa B.


***Oczami Zbyszka.


W mgnieniu oka znalaźliśmy się w szpitalu. Ola usiadła na wózku inwalidzkim który pielęgniarka pchała bezpośrednio w stronę porodówki.
-Boję się. - Ola złapała mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję. - powiedziałem.
-Kiedyś już też obiecywałeś.- z jej oczu poleciały śmiem twierdzić słone krople.
Nie wiedziałem co mam powiedzieć , czułem że jeśli coś powiem głos zacznie mi się łamać , bo wiedziałem,że jestem bliski płaczu. Nie mogłem pozwolić jednak na to,że kobieta którą kocham najbardziej na świecie, płaczę przeze mnie. Chociaż tak pewnie było ciągle przez pierwsze miesiące od naszego rozstania. Wtedy jednak nie zdawałem sobie sprawy co a raczej kogo straciłem. Jak taki skarb mogłem wypuścić z rąk?
-Proszę to fartuch ochronny dla Pana. Chcę być Pan obecny przy narodzinach dziecka? - z rozmyślań wyrwała mnie druga pielęgniarka,trzymając w dłoniach zielony foliowy płaszcz.
Oniemiałem i spojrzałem na Olę.
-Będziesz przy mnie? - zapytała.
Nie wierzyłem własnym uszom. Byłem bardzo szczęśliwy,ale chyba jednak to Grzesiek powinien być przy porodzie. Zresztą co ja plotę, przecież Grześka tu jeszcze nie ma.
-Oczywiście słońce.-  rzuciłem podekscytowany.
-Mam nadzieję,że ma Pan mocne nerwy i nie będziemy musieli zbierać Pana z podłogi. - zaśmiała się pielęgniarka.
-To się okaże.- wtrąciła Ola, trzymając się za brzuch.
-To Państwa pierwsze dziecko?- zapytała ponownie pielęgniarka.
-Tak.- rzuciłem bez zastanowienie, jakbym to ja był ojcem i weszliśmy na salę porodową.



_________________________________________________________
Witam po BARDZO długiej przerwie. Świat trochę zawalił mi się na głowę,ale stwierdziłam,że jeśli bloga zaczęłam to i go dokończę, Piszcie opinię o rozdziale w komentarzach. Jak dla mnie jest on jednym z najgorszych, ale postaram się aby kolejne miały coś w sobie.Jeśli macie jakieś pytania zapraszam: http://ask.fm/munecabravva Pozdrawiam  - Olka:)

środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 23.



-Kochanie, pośpiesz się! Bo spóźnimy się do Ignaczaków,a obiecałam pomóc Iwonie. - poganiałam Grześka, który guzdrał się jeszcze w łazience.
- Spokojnie, kotek. Wszystko mam obliczone, zdążymy na pewno. - powiedział ze stoickim spokojem środkowy.
- Grzesiu, nie denerwuj mnie. - powiedziałam z małą irytacją.
Po chwili Grześ wyszedł z łazienki , ubrany w białe polo z logiem znanej firmy na piersi z guziczkiem odpiętym pod szyją  i jeansowych rybaczkach, a po oczach biła biel jego butów. Oczywiście kilkudniowy zarost i  zapach jego perfum który docierał do mojego nosa sprawiał,że miałam wrażenie ,że  zaraz urodzę z wrażenia.

-Przepraszam Pana, a Pan jedzie na występy?  - zaśmiałam się.
- Kto wie, co się wydarzy. Nie znasz Krzyśka i jego  pomysłów? - zapytał mnie żartobliwie.
-Już się boje,kotek. - uśmiechnęłam się , wzięłam na ręce juniora ,a Grzesiek  małą torbę z naszymi rzeczami, ponieważ dziś nocujemy u Ignaczaków.
Gdy wsiedliśmy już do auta Grzesiek zadał mi pytanie:
- Jak się czujesz z tym,że Zibi będzie dziś na imprezie u Igły?
Nie ukrywam ,że to pytanie trochę mnie zagięło. Bo miałam bardzo mieszane uczucia, co do spotkania ze Zbyszkiem zwłaszcza po ostatnim incydencie z jego ukochaną.  Mam nadzieję , że dziś jej u Igły nie będzie bo chyba na prawdę urodzę z nerwów prędzej niż powinnam. Grzesiek chwilę poczekał na moją odpowiedź ,aż zniecierpliwiony wjechał w zatoczkę dla autobusów.
-Kochanie, co się dzieję? Mam nie mówić o Zbyszku ? - zadał kolejne dwa pytania.
- Nie skarbie, wszystko okej. Nic się nie dzieję, a mówić o Nim będziemy musieli zacząć co raz częściej. Ze względu na Kubę.
- A odpowiesz na moje pierwsze pytanie? - Grzesiek był lekko zakłopotany.
- Czuje się dziwnie, po ostatnim incydencie w restauracji i na razie nie wyobrażam sobie spotkania z Nim. Wiem, na pewno że nie mam zamiaru z Nim rozmawiać. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. - powiedział Grzesiek, a samochód nadal stał na miejscu dla autobusów.
-Grzesiu, autobus chciałby tu wjechać i w tym oto momencie tamujesz ruch. - uśmiechnęłam się szyderczo.
- Oj przecież jadę - powiedział Grzesiek i ruszyliśmy w dalszą podróż do domu Krzyśka i Iwony.



***Oczami Zbyszka


Od kilku dni mam ostre wyrzuty sumienia względem Oli i Kosy. Wiadomo ,że bardziej głupio mi przed Olą, ale zależy mi również na dobrych kontaktach z Grześkiem. Znamy się tyle lat ,zawsze się dobrze dogadywaliśmy, ale przez jedna Kingę cały mój świat się rozwalił.. W sumie to wszystko zaczęło się od tego że ja głupi dureń zostawiłem Olkę.Przez ostatnie kilka dni podjąłem kilka ważnych decyzji w moim życiu. Rozstałem się z Kingą i nie przedłużyłem kontaktu z Resovią. Nie chcę dalej patrzeć na szczęście Olki i Grześka. Kocham ją jak szalony,ale nie potrafię patrzeć jak jest szczęśliwa przy boku innego faceta. Nie wyobrażam sobie jeszcze tego jak będzie wyglądało moje życie w innym klubie, bez możliwości zobaczenia jej w każdej chwili. Bo tak na prawdę w Rzeszowie mogłem ją zobaczyć wszędzie. Nie chcę się wtrącać między Nią a Kosę, chociaż każdy mi mówi,że gdyby na prawdę mi na niej zależało, to starałbym się o nią i zrobiłbym wszystko abyśmy znowu byli razem.  Ja mam na ten temat całkiem inny pogląd. Mianowicie, zależy mi na niej i na jej szczęściu więc nie będę pakował się z butami w jej nowe, szczęśliwe życie no i co najważniejsze nie mogę zabierać jej dziecku ojca. Nie byłoby to w porządku względem nikogo. Ja teraz wyraźnie płacę za swój błąd , jakim było zostawienie kilka miesięcy temu Olki.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie nikogo innego jak Igły:

- Tak słucham Krzysiu? - zapytałem.
- No Zbychu zbierasz się do Nas czy nie?
- Jasne stary będę, za małą godzinę. - odparłem.
Krzysiek szybko się pożegnał, a ja próbowałem zebrać myśli i emocję do kupy. W końcu dziś znowu miałem zobaczyć miłość mojego życia...




***Oczami Olki


Krzysiek , Iwona i dzieciaki powitali Nas już od progu.
-Pięknie wyglądasz. - powiedziała na wstępie Iwona.
-Nie przesadzaj kochana. - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Młoda, Iwona wcale nie przesadza. - wtrącił się Krzysiek.
- Nie zawstydzajcie mnie. - powiedziałam.
Krzysiek z Kosą pojechali do pobliskiego sklepu w celu zaopatrzenia się w alkohol na dzisiejszy wieczór.  Dzieciaki bawiły się z Juniorem w ogrodzie a my z Iwoną miałysmy na nich wgląd z kuchni w której przygotowywałyśmy jedzenia na grilla.
- Zbyszek będzie dziś sam. Rozstał się z Kingą. - zaczęła z grubej rury Iwona.
-Iwonka, nie mówmy o Nim, proszę Cię. -spojrzałam na żonę libero.
-Ola, nosisz jego dziecko pod sercem. I serio nie chcesz wiedzieć co u Niego? - Iwona widziała,że wymiękam.
- No dobra, chcę. A z tym dzieckiem pod sercem to może trochę ciszej co? Bo Seba albo Dominika usłyszą i dopiero będzie. - pogroziłam jej palcem przed nosem.
-Dobra, dobra już jestem cicho. Może sam się rozgada przed Wami. Bo wiem,że jest mu głupio za tą lalkę za ostatni incydent przy rodzicach Grześka.
- To była żenada roku, myślałam ,że zapadnę się pod ziemię. Dobrze,że Grzesiek stanął w mojej obronie, bo jakbym mogła to bym jej sama w ten dziób przywaliła.- lekko się zbulwersowałam , przypominając sobie ostatnie zdarzenie.
Nagle do kuchni wparował Kosa z Igłą i wcześniej wspominanymi trunkami. Było tego sporo nie powiem,że nie..
-A dla Ciebie soczek. - środkowy wyciągnął z reklamówki jeden z soków ,włożył Go do lodówki i cmoknął mnie w usta.
- Idźcie lepiej rozpalać grilla, bo zanim się rozpali bo trochę czasu minie, a my się tu zajmiemy parówkami. - uśmiechnęłam się
- Parówkami ,to Wy się zajmiecie w nocy.-  rzucił Igła.
-Krzysiek! - warknęła Iwona. - Dzieciaki słuchają  . - dokończyła.
-To jest głupek. - zaśmiałam się. - w pozytywnym sensie rzecz jasna. - wyjaśniłam Iwonie co miałam na myśli.
Po chwili w ogrodzie Panowie już rozpalali grilla, a do Naszego towarzystwa dołączyli Pit z Olką. Piotrek przyszedł się do Nas przywitać i zaraz był już koło chłopaków. Ola oczywiście wybrała nasze towarzystwo.
- Cześć dziewczyny, już lecę Wam pomóc.  - odparła.
- W zasadzie już nie masz w czym.  - uśmiechnęłam się i przywitałam się z narzeczoną środkowego.
Ja przygotowałam gyrosa i filety z kurczaka, Iwona też miała nie zły asortyment w lodówce i jeszcze Olka Pita przywiozła jakieś smakołyki. Na grilla mieliśmy również kiełbaski, karkówkę, skrzydełka , filety także jedzenia było od diabła.
Postanowiłyśmy pójść do chłopaków do ogrodu i usiąść się wygodnie na leżakach ,aby chwilę odpocząć. Krzysiek DJ oczywiście musiał już puścić muzykę bo bez tego by nie wytrzymał. Panowie już popijali sobie piwo, jak stwierdzili "NA ROZGRZEWKĘ" .
Junior nagle bardzo zaczął ujadać, ale bardziej z radości. Z racji tego ,że w oddali zobaczył Zbyszka i Bobka. A ja nagle zrobiłam się czerwona na twarzy.. z nerwów.
- Nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. - powiedziała Iwona, która szybko zauważyła moje zdenerwowanie.




***Oczami Zbyszka.


Serce waliło mi jak młotem, czułem że ze zdenerwowania pocą mi się dłonie. Czułem się bardziej zdenerwowany niż przed maturą i jakimkolwiek meczem. Widziałem już wszystkich w ogrodzie Ignaczaków, ale moje oczy patrzyły tylko w jedną stronę. Oczywiście tam ,gdzie na leżaku siedziała sobie Olka popijając sok. Było ciepło, więc miała ubraną pudrową sukienkę,która bardzo słodko opinała się na jej zgrabnym ciążowym brzuszku, włosy miała rozpuszczone i lekko pofalowane. W takich lubiłem ją najbardziej. Z daleka widziałem jej piękny uśmiech i biel jej zębów. Czym bliżej byłem chwili, w której przyjdzie mi się zmierzyć z Nią i Grześkiem, tym bardziej miałem ochotę odwrócić się na pięcie i zawrócić do domu. Nie mogłem jednak tego zrobić, bo przed wyprowadzką z Rzeszowa, chciałem uporządkować wszystkie swoje sprawy, inaczej zjadłoby mnie sumienie.

-Czeeeeść wujek! Cześć Bobek! - krzyknęła Dominika, wpadając mi w ramiona i wybijając mnie z rytmu rozmyśleń.
- Cześć księżniczko.- uśmiechnąłem się do córki mojego przyjaciela.
Bobek od razu podbiegł do Juniora, a potem do Oli, a ta przyjaźnie pogłaskała Go po łepku.
-Cześć wszystkim - rzuciłem do znajomych, chciałem powiedzieć coś więcej, ale głos uwiązł mi w gardle.
Wszyscy odpowiedzieli, tylko Ola była bardzo zniesmaczona moją osobą, co dało się zauważyć na kilometr, a ja tak bardzo chciałbym po prostu do Niej podejść i jak gdyby nigdy nic przytulić ją i powiedzieć co tak na prawdę do Niej czuję.




*** Oczami Kosy

Siedzieliśmy wszyscy przy stole w ogrodzie Ignaczaków, dzieciaki świetnie bawiły się z psami.
Widziałem po Zbyszku ,że wyraźnie coś Go gryzie, ale starał się stwarzać pozory. Rozmawialiśmy ogólnie więc na razie nie wynikła jeszcze żadna niezręczna sytuacja. Ola starała się nie rozmawiać ze Zbyszkiem bo wyraźnie ostatni incydent z jego udziałem sprawił jej przykrość, wiem że było jej też dziwnie, bo pod sercem nosiła jego dziecko. Ja też czułem się dziwnie, bo jestem z dziewczyną mojego kumpla i będę wychowywał jego syna, a co najważniejsze, prawie wszyscy w dzisiejszym gronie o tym wiedzą tylko nie on. Starałem się o tym nie myśleć, ale czym bliżej narodzin Kubusia, tym częściej się nad tym zastanawiam. Czy aby to nie ja robię Zbyszkowi świństwa, utrzymując Go w niewiedzy , że będzie miał syna. Tak naprawdę to przeze mnie straci czas który ja będę spędzał z jego dzieckiem, wychowując je.
W pewnym momencie dobra passa niezręcznych sytuacji została przerwana przez Dominikę, która przed chwilą wdrapała się  na kolana do Krzyśka i zadała bardzo nie wygodne dla wszystkich pytanie:
- A powiedzcie mi wszyscy, dlaczego wujek Zbyszek i ciocia Ola już się nie kochają?
Trzeba było jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Bo teraz wujek Kosa kocha ciocię Olę , a wujek Zibi bardzo lubi.-  powiedział jej trochę dziwnie Krzysiek.
- A Ty też kiedyś będziesz kochał inną Panią, a mamę tylko lubił? - dziewczynka zadała kolejne pytanie.

-Zawsze będę kochał mamę, a teraz moja droga proszę iść się bawić z bratem.- Igła postawił Dominikę na ziemi , a ta pobiegła do Sebastiana.
-Po Tobie chyba taka agentka-  przemówił Pit.
- Nic  nie mów Piotrek. Im starsza, tym więcej głupich pomysłów. - powiedziała Iwona.
- No przecież mówię ,że po Krzychu. - uśmiechnął się Pit.
- Ej, ja wszystko słyszę. - powiedział śmiesznie Igła, a my wszyscy zaczęliśmy się śmiać.




***Oczami Olki 

Było już coś koło 22. Jakiś czas temu pomogłam Iwonie położyć dzieciaki. Gdy wracałam do ogrodu , zaczepił mnie Zbyszek.
- Możemy pogadać? - zapytał wyraźnie speszony.
-Zibi, nie wiem czy to jest najlepszy pomysł. - powiedziałam do Zbyszka, jednocześnie patrząc w oczy Grześkowi, który tylko do mnie mrugnął. Jakby chciał powiedzieć,żebym zgodziła się iść porozmawiać z atakującym.
- Z Kosą już rozmawiałem, teraz chciałbym pogadać z Tobą, proszę zgódź się.
-Dobrze, niech Ci będzie.
Wyszliśmy z posiadłości Krzyśka i Iwony, nie chciałam ,żeby ktokolwiek słyszał co Zbyszek ma mi do powiedzenia. Chciałam mieć jeszcze dla siebie kilka jego słów.
Nagle Zbyszek ustał i zwrócił się ku mojej twarzy.
- Chciałem Ci powiedzieć kilka bardzo ważnych dla mnie rzeczy. - zaczął. a ja tylko mrugnęłam oczami , wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki.
-Po pierwsze bardzo chciałbym Cię przeprosić, za ostatnie zachowanie Kingi w restauracji. Jest mi za Nią bardzo wstyd. Ona nie miała racji, pięknie wyglądasz i była o Ciebie zazdrosna.
-Zazdrosna?Przecież my nie jesteśmy razem i nie będziemy. - powiedziałam , dosyć stanowczo i miałam wrażenie ,że kiedyś pożałuje tych słów.
- No właśnie... - Zbyszek nerwowo przełknął ślinę, a jego oczy wyraźnie straciły jakąkolwiek nadzieję.
- To są te ważne rzeczy, które chciałeś mi powiedzieć? -powiedziałam twardo, ale spokojnie.
- Nie. Chciałem przede wszystkim się z Wami pożegnać. - posmutniał jeszcze, bardziej, a ja razem z Nim, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
Czułam ,że na samo słowo "pożegnać" kręci mi się w głowie, a dziecko zaczęło mocniej kopać.  Złapałam się Zbyszka bo czułam,że zaraz upadnę.
-Ola co Ci jest? - Atakujący był lekko spanikowany.
-Nic, nic. Daj mi chwilę, zakręciło mi się lekko w głowie. - powiedziałam prawdę, lecz nie przyznałam się,że to ze zdenerwowania.
-Proszę , wróćmy do wszystkich , usiądziesz się wygodnie.  - nalegał.
-Nie, chcę dokończyć z Tobą rozmowę.
-Uparta jak zwykle.. - skwitował mnie atakujący.
- Dokończysz? O jakie pożegnanie chodzi?- chciałam jak najprędzej wiedzieć o co chodziło mu z tym pożegnaniem.
- Chcę żyć z Tobą i Grześkiem w zgodzie i mieć z Wami taki kontakt jak kiedyś, bardzo mi na tym zależy. Nie przedłużyłem kontraktu z Resovią i nie chcę wyjeżdżać stąd pokłócony z Wami. - wyjaśnił, a mnie prawie ścięło z nóg.
- Jak to nie przedłużyłeś kontaktu? - zapytałam z nie dowierzaniem. - Przeze mnie? - zapytałam ponownie.
- Nie nie przez Ciebie, przez swoją głupotę kilka miesięcy temu. - pojedyncze łzy popłynęły po jego policzkach,ale szybko je wytarł.
-A mogę wiedzieć gdzie wyjeżdżasz? - powiedziałam cicho.
- Wracam do Jastrzębia. - oznajmił.
Nie odpowiedziałam już nic, tylko udaliśmy się w stronę ogrodu Ignaczaków. Przed furtką domu Igły , Zbyszek zadał mi jeszcze jedno pytanie.
-Olka..
-Tak?
- Wybaczysz mi?- spojrzał na mnie pytająco.
- Nie mam Ci niczego za złe , pamiętaj ,że zawsze możesz na mnie liczyć.- uśmiechnęłam się lekko do atakującego.
-Dziękuję, Wy - wskazując na mój brzuch palcem - na mnie też. - dokończył.
-Dziękuję.- powiedziałam krótko i weszliśmy  z powrotem do ogrodu Ignaczaków, gdzie w najlepsze trwały tańce.
Śmiać mi się chciało bo Krzysiek tańczył  z żoną, Pit z Olą a Kosa nie mając z kim, tańczył na rękach z Juniorem.
- Już jestem kochanie. Możemy już zatańczyć. - musnęłam Go w policzek. Widząc kątem oka Zbyszka, który wyraźnie poczuł ulgę i czuł się jak dawniej w naszym gronie.
- Słońce, nie powinnaś tańczyć. Za miesiąc rodzisz. - Grzesiek już lekko wstawiony, cmoknął mnie w usta, nadal trzymając pod pachą biednego Juniora.
- No, ale może Krzysiek puści jakąś wolną piosenkę-powiedziałam nieco głośniej, tak aby libero usłyszał.
Po chwili DJ Ignaczak, włączył  piosenkę i wtulona w Grześka starałam się powoli i zgrabnie kołysać ze środkowym w rytm muzyki, mając w głowie tysiąc myśli na temat osobnika, który siedząc przy stole, ciągle mi się przyglądał.
Gdy skończyłam tańczyć usiadłam przy stole, mój wzrok spotkał się ze wzrokiem atakującego, a my sami lekko się do siebie uśmiechnęliśmy. Poczułam mocnego kopniaka od Kubusia, jakby czuł,że właśnie jest w towarzystwie swojego taty. Nie wyobrażałam sobie tego,że to może być moje ostatnie spotkanie z atakującym. Weszłam do domu Ignaczaków, a za mną weszła Iwona.
-Wiedziałaś? - zaczęłam.
- O tym, że wyjeżdża?- spojrzała na mnie żona libero.
-To czyli wiedziałaś.. Dlaczego niczego mi nie powiedziałaś?- z moich oczu poleciały łzy.
Poszłyśmy w bardziej ustronne miejsce.
- Nie płacz kochana. Nie powiedzieliśmy Ci nic z Krzyśkiem , bo Zbyszek sam chciał Ci o tym powiedzieć.
- Dlaczego nie próbowaliście Go przekonać do tego,żeby  tu został  ? - wyraźnie szlochałam.
-On nie chcę tu zostać, za bardzo cierpi.
W naszą stronę zaczął zbliżać się bardzo wesoły Krzysiek, ale na widok moich łez mina mu zrzedła.
- Młoda, co się stało? - zapytał troskliwie, obejmując mnie.
-Ola przeżywa,że Zbyszek wyjeżdża z Rzeszowa.- wyjaśniła mu żona.
-Halo ,ale on nie jedzie na koniec świata, tylko do Jastrzębia. - Igła otarł łzę , która właśnie płynęła po moim policzku.
-Ale sam fakt ,że wyjeżdża.. - powiedziałam cicho i przytuliłam się do Iwony.


***Oczami Igły


 Byłem bardzo zdziwiony, że Olka,aż tak źle przyjmie wiadomość o wyjeździe Zbyszka z Rzeszowa. Myślałem,że Zibi zupełnie już na Nią nie działa, ale chyba się myliłem. Olka nie chciała dać po sobie poznać przy Grześku ,że coś ją gryzie, a Kosa zajęty rozmowami z Pitem na szczęście nie zauważył czasami zaszklonych oczu Oli spoglądających w stronę atakującego.  Miałem bardzo wyraźną ochotę , aby wyjawić Zbyszkowi całą prawdę, ale wtedy świat Oli, Kosy i Zibiego stanąłby na głowie. Nie powinienem się w to wtrącać, ale nie wiem czy jest sens okłamywać samych siebie , a Ola wyraźnie to robi.
- Ja się zbieram.- powiedział Zbyszek.
- No chyba nie, oczywiście,że zostajesz u Nas.  - zainterweniowała moja żona.
- Nie chcę robić kłopotu. - Zbychu upierał się przy swoim.
- My też zostajemy. - powiedział Kosok , co bardzo mnie zdziwiło.
- I my.  - wtrąciła się Olka Nowakowskiego.
- No to dobra, ja też wtedy zostanę. - Zbychu przełamał się i impreza dalej trwała w najlepsze.


***Oczami Olki.


Było już późno , a całe towarzystwo bardzo dobrze się bawiło, ja przeprosiłam wszystkich i  postanowiłam pójść się położyć.
- Nie długo do Was przyjdę skarby. - powiedział środkowy i cmoknął mnie w usta, a dłonią lekko pogłaskał mój brzuch .
- Dobrze. Dobranoc wszystkim .- powiedziałam i poszłam do pokoju w którym mieliśmy dziś spać.
Miałam bardzo dużo czasu na przemyślenia. Moje myśli krążyły wokół dwóch osób. Dziecka które noszę w sobie i Zbyszka. Myślałam jak to będzie, gdy nie będzie Go tu obok. Nie będę mogła Go widywać na co dzień, na meczach, treningach ,prywatnie. A co gorsza Kuba nie będzie mógł Go widywać, chociaż nie będzie wiedział że to jego tata.  Zastanawiałam się czy dobrze robię okłamując Zbyszka, ale boję się,że odrzuciłby syna, tak samo jak kilka miesięcy temu odrzucił mnie. Wiem,że on nie chce już ze mną być i wyjeżdża stąd przeze mnie. Z drugiej strony mam Grześka, najspokojniejszego, najbardziej opiekuńczego i kochanego faceta pod słońcem , który zrobiłby wszystko aby sprawić mi radość. Jestem z Nim bardzo szczęśliwa. Wiem , że będzie kochał mnie i Kubę najmocniej na świecie, ale czas podjąć najważniejszą decyzję.
Serce czy rozsądek?


_________________________________________________

Witam kochani, przepraszam że tak długo nie było żadnego rozdziału,
ale nie wyrabiałam się z czasem.. : ) Obiecuję poprawę.
Życzę Wam wszystkiego najpiękniejszego w te święta, i wspaniałego siatkarskiego
2014 roku: ) Proszę zostawić po sobie komentarz, z opinią na temat tego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco. -  Olka

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 22.



***Oczami Olki





Siatkarze zdobyli srebrny medal LŚ nie radząc sobie w finale z Brazylią, ale było blisko. Drugie miejsce to i tak bardzo duże osiągniecie. Na weekend zostaliśmy zaproszeni do Ignaczaków z racji tego, że Krzysiek jest już w Rzeszowie. A dziś po południu przyjeżdżają do Nas rodzice Grześka i zostają do piątku. Grzesiek od rana krzątał się już po kuchni ,a ja wylegiwałam się jeszcze w łóżku. W radio właśnie leciała piosenka , która tylko i wyłącznie kojarzyła mi się z Zibim, zawsze mi ją puszczał. Moje myśli o przyjeździe rodziców Kosoka zeszły na dalszy plan i zatrzymały się na atakującym. Poczułam nagle mocnego kopniaka od Kuby.


- Tatusia ulubiona piosenka . - powiedziałam , kładąc dłoń na swoim co raz większym brzuchu.
Kuba tak jakby słysząc to co do Niego mówię kopnał jeszcze dwa razy. Łzy poleciały mi po policzkach.
- Kotek z kim Ty tam rozmawiasz? -  głos Grześka dobiegał glośniej, więc domysliłam się ,że idzie do sypialni.
-Z Kubą kochanie. - odpowiedziałam, ocierając szybko pojedyncze łzy.
- I co ten nasz synuś Ci powiedział? - Kosa już leżał obok mnie wpatrując się w mój brzuch.
-  Właśnie nic nie mówi, tylko ciągle kopie. - wymusiłam uśmiech.
- Chodź do kuchni , przygotowałem śniadanie. - Grzesiek musnął moje usta.
Leniwie wstałam z łóżka, przeciągnęłam się i udałam się w stronę kuchni. Na stole czekał na mnie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i tosty z serem , które lubie najbardziej. Wraz z Grześkiem wzięliśmy się za jedzenie śniadania.




***Oczami Kosy.



Gdy zjedliśmy śniadanie, zaczęliśmy trochę ogarniać mieszkanie. Z reguły było czysto, ale trzeba było trochę zamieść z racji tego ,że Junior po spacerze zawsze na nosi do domu dużo piasku.

- Grzesiek!!- usłyszałem krzyk Oli.
Pobiegłem szybko do łazienki , bo tam właśnie sprzątała moja  dziewczyna, z myślą, że coś się stało.
-Co się dzieje? Coś Cię boli ? - zapytałem spanikowany.
-Nie no coś Ty , nic się nie stało. - odpowiedziała, a ja odetchnąłem z ulgą.
-To czemu mnie straszysz?
-Chciałam tylko zapytać czy zarezerwowałeś stolik w restauracji, przecież mamy iść na obiad z Twoimi rodzicami.
- O rany! zapomniałem! Skarbie jesteś wielka, ale byłaby wtopa!- uśmiechnąłem się do Oli.
-No jestem wielka i to dosłownie. - zaśmiała się Olka, czyszcząc lustro.
-Nie przesadzaj, masz mały brzuch jak na 7,5 miesiąca ciąży.- przytuliłem ja od tyłu, kładąc dłonie na jej ciążowym brzuszku i  składając pocałunek na jej szyi.  Na jej szyi pojawiła się gęsia skórka .
- Kocham Cię .-szepnąłem jej do ucha.
- Ja Ciebie też. A teraz idź zadzwoń do tej restauracji sklerozo. - zaśmiała się i wygoniła mnie z łazienki.

Zadzwoniłem do mojej ulubionej restauracji , zamawiając stolik na dzisiejsze popołudnie. W celu zjedzeniu obiadu z moimi rodzicami. Uwielbiam tą restaurację, zresztą  jak wszyscy Resoviacy. Da Vinci jest częstym miejscem naszych spotkań po meczach czy treningach. Stolik zamówiłem na 16:oo jak się okazało jeden z ostatnich. Dobrze, że Olka mi o tym przypomniała, bo spaliłbym się ze wstydu przed rodzicami .



***Oczami Zbyszka



Liga światowa skończyła się dla Nas na drugim miejscu, wiadomo że plujemy sobie w brodę,ze to nie jest złoty krążek, bo robiliśmy wszystko co w naszej mocy aby zdobyć najwyższy stopień podium, ale Brazylijczycy byli od Nas w meczu finałowym trochę lepsi. Dostałem nagrodę najlepiej punktującego zawodnika turnieju , Igła został natomiast najlepszym libero co wcale mnie nie dziwi, bo jest najlepszy. Cieszymy się z naszego sukcesu,ale czas wrócić do Rzeczywistości. Mamy trochę wolnego, a potem znowu zacznie się zgrupowanie w Spale które ma nas przygotować do wrześniowych Mistrzostw Europy. Ja natomiast jestem w Rzeszowie ,aby trochę odpocząć po Lidze Światowej.

-Zbysiu, może pójdziemy gdzieś dziś na kolację? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kingi , która właśnie wyszła spod prysznica.
- W zasadzie możemy iść później na jakiś obiad,a kolacje sobie odpuścimy. Muszę się trzymać diety.- uśmiechnąłem się.
-Dobry pomysł, mi też się przyda mała dieta, ale przed obiadem jestem jeszcze umówiona na tipsy. - odpowiedziała. - Zawieziesz mnie do kosmetyczki tak za 2 godziny? - zapytała.
- Jasne,że Cię zawiozę, nie ma sprawy. - powiedziałem,wchodząc do łazienki. Teraz ja poczułem potrzebę porannego prysznica.
Gdy wyszedłem z łazienki zastałem Kingę malującą się.
- Po co nakładasz tyle podkładu, jest lato. Daj skórze trochę pooddychać.- byłem zdziwiony, ilością "tapety" jaką Kinga nakłada, na swoją nie brzydką twarz.
-Oj kocie, czepiasz się. Chcę Ci się po prostu podobać. - odpowiedziała.
-Taaa. - rzuciłem krótko.
Nadszedł w końcu czas na zawiezienie Kingi do kosmetyczki.
- Kinga, ile ja mam na Ciebie czekać?  - byłem już lekko zdenerwowany, bo ile się można szykować.
- Zbyniu, spokojnie. Już idę. - Chwyciła torebkę w dłoń i cmoknęłam mnie w usta, aż kleiłem się cały od błyszczyka.
- Fuuu, jeszcze ten błyszczyk. - mruknąłem.
- Skarbie, nie denerwuj się. - Kinga próbowała mnie udobruchać .

Odstawiłem Kingę do kosmetyczki i wróciłem do domu. Postanowiłem wziąć Bobka na spacer do parku. Tego właśnie mi potrzeba, spokoju i spaceru z moim psem. Przechodząc się alejkami parku usłyszałem dźwięk mojego telefonu :

" Kto to do diabła" - pomyślałem.
Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Ignaczaka.
- Słucham Ciebie Krzysiu? - zacząłem.
- No cześć Zbychu, masz jakieś plany na weekend?  - zapytał przyjaciel.
- W zasadzie, to nie ,a co się dzieję?
- No to w takim razie zapraszam Ciebie i Kingę do Nas na grilla w sobotę.
-Ciekawa propozycja, a kto ma być jeszcze? - zapytałem.
-Pit z Olą i Kosa i  Olką. -zamurowało mnie.
- Igła, to nie jest najlepszy pomysł ,żebym przychodził wiesz jak jest.-  miałem chwilę wątpienia.
-Przecież z Kosą rozmawiasz normalnie, więc nie wiem o co Ci chodzi. Z Olą też nie masz na pieńku . Więc nie masz się czego obawiać. - Krzysiek zaczął mnie przekonywać.
- A Ola wie,że jesteśmy zaproszeni? - zapytałem,
-Nie, jeszcze nie. Ale zadzwonię do Kosy i potem powiem.
- Skoro tak, to jasne będziemy na pewno. - uśmiechałem się sam do siebie, na myśl o tym,że znowu zobaczę Olę.
- No to super, jesteśmy umówieni.Dominika się ucieszy na widok ulubionego wujka. -zaśmiał się Krzysiek.
- W takim razie do soboty. Pozdrów Iwonę i dzieciaki.- zakończyłem , wciskając czerwoną słuchawkę.

-W sobotę zobaczysz swoją Panią.- powiedziałem do Bobka, trzymając Go na rękach, a ten polizał moją dłoń.
- Chyba jesteś zadowolony, to dobrze bo ja też. Tak bardzo tęsknie za jej dotykiem, spojrzeniem, mową ciała, gestami, pocałunkami, za nią całą tęsknie.. -wyraźnie się zamyśliłem. Lubię Kingę, ale ona nigdy nie zastąpi mi Oli, w żadnym calu nie dorasta jej do pięt. Ola nigdy nie nakładała na siebie tony tapety, zazwyczaj była rozsądna, gdy się na coś decydowała pytała mnie co ja o tym sądzę. Z Olą to nawet chętnie chodziłem do centrum handlowego,a z Kingą najwyraźniej nie mam na to ochoty. Z Olą zrobiłbym najgłupszą rzecz na świecie, bo jest tego warta. Muszę poważnie przemyśleć mój związek o ile można to tak nazwać z Kingą. Bez sensu jest tkwić w czymś na siłę. Wiesz mały? - zapytałem Bobka, a ten tylko mrugnął oczami.


***Oczami Olki



Siedząc z Grześkiem na kanapie, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-To pewnie Twoi rodzice - powiedziałam
Grzesiek zerwał się z kanapy w celu otworzenia drzwi.
- Dzień dobry syneczku..- usłyszałam głos mamy Grześka.
-Cześć mamo! - cmoknął ją w policzek środkowy.
Ja pośpiesznie dokańczałam przygotowanie stołu i dołączyłam do boku Grześka.
- Dzień dobry Państwu. Miło państwa widzieć. - uśmiechnęłam się.
-Cześć kochana- uściskała mnie mama Grześka a zaraz po Niej, tata.
-Wchodźcie dalej. - pokazał ręką Grzesiek w stronę salonu.
-Patrz Rysiek , ile słodkości. Coś dla Ciebie. - zaśmiała się mama Grześka widząc zastawiony ciastem stół w salonie.
- No nie mów, ze dla Ciebie nie, bo pierwsza się dopadniesz. - to mama Grześka usłyszała w odpowiedzi od swojego męża.
-Proszę Państwo siadają. Życzą sobie Państwo kawy czy herbaty?- byłam trochę spięta.
-Dziecko kochane, ja zrobię . Nie przemęczaj się. - zarządziła mama Grześka.
-Pani Haniu, na prawdę to żadne przemęczenie i idę już zaparzyć kawę. - uśmiechnęłam się i zniknęłam do kuchni.
Z salonu dobiegały do mnie głosy Kosoków.
-Jak tam syneczku ,wszystko u Was dobrze? Jak zdrowie Twoje, Oli? - mama Grześka miała do Niego sto pytań na minutę.
- Wszystko w porządku mamo, nie długo zaczynamy treningi z Resovią , a zdrowie też dopisuję mi jak i Oli.- odpowiedział środkowy.
-Grunt to zdrowie, nie ma nic ważniejszego, - stwierdził Pan Ryszard.
- Masz rację tato.
- Olka pomóc Ci w czymś? - zapytał Grzesiek odrywając się z rozmowy z rodzicami.
- Nie Grzesiu , już idę.

Dostarczyłam kawę do salonu i usiadłam na jednym z krzeseł. Mama Grześka ciągle na mnie zerkała.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała, biorąc łyk kawy.
-Dziękuję bardzo, - uśmiechnęłam się przyjaźnie, a ręcę miałam mokre ze zdenerwowania.
Rodzice Grześka bardzo dobrze znają Bartmana i znają mnie jeszcze za czasów związku właśnie z Nim. Wiedzą też , że dziecko które noszę pod sercem jest jego,ale nie mają nic przeciwko temu i również traktują Kubę jako syna Grześka. Trochę nie codzienna sytuacja, ale takie jest życie. Bardzo się cieszę, że Państwo Kosok mnie akceptują. Są to bardzo sympatyczni ludzie. Na początku trochę się bałam tej całej sytuacji, ale wraz z Grześkiem już na początku ciąży stwierdziliśmy, że nie warto przed Nimi ukrywać ,że biologicznym ojcem dziecka jest Zbyszek.

- A co u Zbyszka? - zapytał tata Kosy , a ja aż zachłysnęłam się sokiem na samo wspomnienie imienia atakującego.
- Z tego co wiem jest teraz w Rzeszowie, po Lidze Światowej a nie długo następne zgrupowanie w Spale. Ma dziewczynę i wszystko u Nich w porządku. - odpowiedział dosyć wyczerpująco Grześ.
Gdy wypiliśmy kawę (ja oczywiście sok) , postanowiliśmy pójść na mały spacer, a potem prosto do restauracji na wcześniej ustalony obiad. Państwo Kosok wyraźnie cieszyli się z przyjazdu do Nas , ponieważ gdy zacznie się sezon ligowy, nie będzie tak częstej możliwości aby mogli zobaczyć syna. 
Poszliśmy oczywiście do pobliskiego parku , pogoda była świetna. Ja czułam się dobrze ,lecz nogi zaczęły mi powoli puchnąć ,ale tak tragicznie jeszcze nie było.  Chociaż wiadomo,że szybciej się męczyłam.
-Może usiądziemy na chwilę? -zaproponowała mama Grześka.
-Hania czytasz w moich myślach. - ucieszył się Pan Rysiek.
-Jakie fajne, zgodne małżeństwo. - uśmiechnęłam się siadając na ławce obok Grześka.
- I to już tyle lat. - powiedziała Pani Hania.
Chwilę posiedzieliśmy i postanowiliśmy wrócić pod dom po auto i udać się na obiad.
Po pół godziny byliśmy już pod restauracją, mieliśmy dobry czas bo była chwila przed 16.
-Dzień dobry, oto Państwa stolik. -  przywitała nas kelnerka i wskazała zarezerwowany wcześniej przez Grześka stolik.
-Ładnie tu. - powiedziała mama środkowego.
- Ulubiona restauracja Resoviaków.- wyjaśniłam.
Kelnerka przyniosła Nam karty dań. Państwo Kosok zamówili kurczaka z warzywami ,ja kurczaka słodko- kwaśnego a Grzesiu zamówił sobie schabowego z ziemniakami.
- Typowy Polak. - ojciec zażartował z syna .
- Tato nie czepiaj się. - Grzesiek śmiesznie zmrużył brwi.
-Jak sobie wyobrażacie Wasze życie po narodzinach Kubusia ? - zapytała mama Grześka.
- Ja jestem trochę przerażona, Grzesiek będzie ciągle na wyjazdach z Resovią, a ja będę musiała jakoś radzić sobie sama. Może moja mama weźmie urlop pierwsze 2 tygodnie po porodzie i mi pomoże.
- Kochanie, nie ma się czym martwić, przecież wiesz,że będę Ci pomagał i każdą wolną chwilę pomagał Ci przy małym. - Grzesiek chwycił moją dłoń.
- Wiem Grzesiu ,ale więcej Cię nie będzie niż będziesz. Lecz wiedziałam na co się piszę wiążąć się z siatkarzem. -uśmiechnęłam się. Jakoś sobie poradzimy.
-Ja też jestem chętna do pomocy .- zaoferowała się Pani Hania.
- Przecież nie możemy Pani wykorzystywać. - powiedziałam.
-Dziecko, jakie wykorzystywać? Przecież to mój wnuk! - Pani Kosok energricznie się uśmiechnęła.
Zrobiło mi się ciepło na sercu z myślą o tym,że mamy wsparcie w rodzinie Grześka. Cieszyłam się,że jego rodzina jest pozytywnie nastawiona na nasz związek. Po 15 minutach kelnerka przyniosła nasze dania. Zabraliśmy się za jedzenie , wszystkim chyba bardzo smakowało.  Nagle usłyszałam dobrze znany mi głos gdzieś nie opodal naszego stolika. Zamurowało mnie. Nie spodziewałam się ,że spotkam Go od razu po jego powrocie do Rzeszowa. Automatycznie odechciało mi się jeść.
- Ja już chyba podziękuję. - odłożyłam sztućce.
-Co jest kotek? - zapytał Grzesiek ,widząc moją nie tęgą minę.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Zbyszek stał już koło Naszego stolika, a za Nim stała Kinga.
-Dzień dobry Państwu. Jak ja długo Państwa nie widziałem .  - przywitał się najpierw z rodzicami Grzesia.
-Cześć. - powiedział jak do kolegi tata Grześka i podał mu rękę.
-Cześć Kosa. - Zbyszek podał dłoń Kosie, a do mnie doleciał zapach bardzo dobrze znanych mi perfum atakującego.
Zbyszek chciał przywitać się ze mną buziakiem w policzek,ale chyba nie był to najlepszy pomysł.
-Zbysiu co Ty robisz?Chcesz tego wieloryba całować?  - głos zabrała niezwykle błyskotliwa Kinga.
Kosa nie wytrzymał , a ja zacisnęłam pięść:
- Ola jest w  ciąży i wygląda wspaniale, a Ty jesteś sztuczną dziwką która leci na kasę Zbyszka.
- Grzesiek, uspokój się nie warto w ogóle zwracać uwagi na takiego intruza. - złapałam Go za dłoń i musnęłam jego usta.
Kinga wybiegła z restauracji wyraźnie upokorzona.
- Przepraszam Was bardzo. Głupio mi . - Zbyszek kłopotliwie podrapał się po głowie i również wyszedł z restauracji.
- Ja pierdziele co za dziewuszysko. - mama Grześka z niedowierzaniem kręciła głową.
-Przepraszam Was bardzo za te słowa, ale nie wytrzymałem. Nikt nie będzie tu obrażał Oli ,a co do tej dziewczyny powiedziałem to co myślę, zresztą nie jest to tylko moje zdanie. - wytłumaczył Grzesiek.
- Bardzo dobrze, zrobiłeś synu stając w obronie swojej kobiety, a tamtej trochę chyba poszło w pięty.- Pan Ryszard klepnął Grześka w ramię.
-Nie dajmy sobie zepsuć tego dnia. - uśmiechnęłam się i zamówiłam dla wszystkich pucharek lodów.


***Oczami Zbyszka.



Droga do domu minęła w ciszy , bo nie chciałem robić sceny na ulicy. Byłem wściekły na Kingę. Nie spodziewałem się po Niej takiego zachowania. Jak mogła powiedzieć coś tak okropnego kobiecie w ciąży. Zresztą Ola nic jej nie zrobiła. Ma swoje życie z Kosą , ja nie mam już z nią nic do czynienia, a szkoda.. Pierwsze co gdy wszedłem do domu wykrzyczałem parę słów.

- Co Ty sobie do cholery myślałaś?! Ogłupiałaś dziewczyno ? Nie przecież Ty jesteś głupia!- pytałem i stwierdzałem w stronę Kingi.
- Zbyszek! Przestań tak mówić , chciałeś tą wydrę pocałować w policzek. - płakała.
- I co by się stało? Świat by się zawalił? Chciałem się tylko przywitać. A Ty narobiłaś wstydu na pół Rzeszowa dziewczyno. Jesteś jakaś nie poważna. Zbieraj się i znikaj mi z oczu! - wykrzyczałem jej w twarz.

Kinga wzięła torebkę i wyszła ,trzaskając drzwiami. Grzesiek też trochę przegiął nazywając ją dziwką,ale też bym nie wytrzymał na jego miejscu.Bardziej osobiście ruszyło mnie to ,że Kinga obraziła Olę niż to ,że Kosa obraził Kingę. A jaki to wstyd przed Olą i rodzicami Kosy. Chyba nigdy więcej nie spojrzę jej w oczy. Nie ma mowy,że pójdę do Ignaczaków na grilla, prędzej zapadnę się pod ziemię. Jak emocję trochę opadną to będę musiał zadzwonić do Oli i Kosy i ich przeprosić za zachowanie Kingi. Swoją droga Ola wyglądała ślicznie, miała na sobie piękną miętową sukienkę która delikatnie opinała się na jej już sporym ale bardzo kształtnym i zgrabnym brzuszku. Włosy miała spięte w wysoki kucyk ,a na szyi miała łańcuszek który podarowałem jej kiedyś na mikołajki. Serce mi się radowało,że ją widzę i że ma na sobie coś co jej dałem. Może nie do końca skreśliła mnie ze swojego życia?

- Jaki ja jestem durny.  - pomyślałem.
Jak mogłem zostawić taką kobietę no jak? - zadawałem sobie codziennie , a nawet kilka razy dziennie to pytanie.
Łzy napłynęły mi do oczy, pomyślałem sobie, że gdybym był nadal z Olą i wtedy nie wydarzył się ten straszny wypadek, mieli byśmy miesięczne dziecko ,a tak to ona za 2 miesiące będzie miała dziecko z Kosą. Swoją drogą szybko im poszło, ale nie w tym rzecz.. Przecież to ja mogłem tworzyć z Nią rodzinę. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, położyłem się na łóżku i  przesuwając palcem po ekranie telefonu oglądałem dłuższą chwilę zdjęcia które się w Nim znajdują. Nasze zdjęcia, nasze chwile spędzone razem które często uwiecznialiśmy w końcu trafiłem na pierwsze zdjęcie Oli jakie jej zrobiłem. Było to zdjęcie z Sopotu , na ognisku.
-Kocham Cię. -szepnąłem w stronę zdjęcia i ze łzami w oczach zasnąłem.




________________________________________________________
Witam kochani!  : )   Oto kolejny rozdział mojego opowiadania. Proszę o zostawienie po sobie śladu  i oczywiście opinii na temat tego rozdziału!: )
Pozdrawiam serdecznie - Olka

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 21.




***Oczami Zbyszka


Wypiłem parę głębszych i nadal nie dowierzałem w to co widziałem.  Jeszcze ta spina z Igłą. To na pewno nie pomoże naszej drużynie.  Muszę jak najszybciej wrócić do hotelu, pogadać z Igłą i przeprosić Go przede wszystkim. Mój telefon ciągle dzwonił, ale nie miałem zamiaru odbierać. Było już po 22. Postanowiłem zamówić taksówkę i jak najszybciej dostać się do hotelu. Pod hotelem byłem dosłownie w ciągu 10 minut. Wleciałem jak poparzony, udając się w stronę pokoju Igły. Jednak najpierw wpadłem na  trenera. 

- Co z Tobą Zibi? Gdzie byłeś? – zapytał.
- Musiałem coś załatwić trenerze, przepraszam. – ewidentnie skłamałem.
- No skoro tak, to zmywaj się do pokoju. – trener poklepał mnie po ramieniu. – Dobranoc – rzucił krótko.
- Dobranoc. – odpowiedziałem. 
Gdy stałem pod drzwiami pokoju Krzyśka, nie wiedziałem jeszcze jak mam Go przeprosić. Napisałem więc smsa, że proszę ,żeby zszedł na  dół i że czekam na Niego na ławce przed hotelem. Krzysiek usiadł obok mnie 5 minut później.

- O co chodzi? – zapytał.
- Przepraszam Cię stary, za tą akcję w szatni. Nie myślę tak o Oli, ale strasznie się zdziwiłem jak zobaczyłem ,że jest w ciąży i gul mi skoczył.– wyjaśniłem.
- Przecież sam ją zostawiłeś, to czego teraz żałujesz? – zapytał przyjaciel.
- Poznałem Kingę, myślałem, że zapomnę o Oli , ale nie..  Nie zapomniałem. Kocham ją nadal tak bardzo jak kochałem. Nie ma chwili ,abym o Niej nie myślał. Przypominam sobie nasze wspólne chwile, pierwsze randki. Krzychu co mam zrobić, żeby ją odzyskać? – poczułem ,że zaszkliły mi się oczy.
- Ty jesteś  jednak dureń wiesz?  Miałeś taką kobietę i pozwoliłeś jej odejść.  Ja myślę, że już nic nie możesz zrobić. Ola i Kosa są szczęśliwi i spodziewają się dziecka. Nie psuj im tego szczęścia. I nigdy nie mów nic złego o Oli, przecież jak można mówić tak o osobie, którą się kocha? – zapytał mnie ponownie Krzychu.
- Nie wiem jak można, zobaczyłem jej brzuch i z zazdrości walnąłem głupstwo. Mam nadzieję, że chociaż Ty dasz się przeprosić, za sytuację z szatni i  nie będziesz chował do mnie urazy. – spojrzałem na przyjaciela.
- Nie spoko Zbychu przeprosiny przyjęte. Wiesz ,że zawsze będę Cię wspierał w słusznej sprawie, ale odpuść sobie Olę. Ona zakochana jest w Grześku i jak widać , że wzajemnością.

Nie odpowiedziałem już nic. Wstaliśmy z Igła z ławki , weszliśmy do hotelu i udaliśmy się w stronę swoich pokoi, rzucając sobie krótkie „ dobranoc”. Rucek już spał, a ja postanowiłem wziąć szybki prysznic.  Po kąpieli położyłem się do łózka i wiedziałem , że szybko nie zasnę. Włączyłem laptopa i odpaliłem facebooka. Rozpłakałem się jak dzieciak. Pierwszym widokiem jaki rzucił mi się w oczy, było zdjęcie z dzisiejszego meczu Oli z Kosą który trzyma jej dłoń na brzuchu, na profilu jednego z fotografów.  Na szczęście Ruciak  się nie obudził. Ryczałem jak dzieciak, wtuliłem twarz w poduszkę i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.



***Oczami Olki


Wstaliśmy razem z Grześkiem dobrze po 9. Magda z Tomkiem zostali wczoraj w Katowicach u rodziny Tomka. My z Grześkiem wróciliśmy sobie spokojnie do Rzeszowa.  Szczerze powiedziawszy bardzo dziwnie mi było ze świadomością, że wczoraj widziałam Zbyszka. Przyglądał mi się jakby  chciał mnie zjeść ,a jego brązowe tęczówki zatapiały się w moich. Szybko musiałam odgonić  od siebie myśli, bo zaczął mnie ssać żołądek. Ubrałam się szybko i zeszłam na dół. Oczywiście Grzesiek już czekał na mnie ze śniadaniem. Przygotował płatki z mlekiem , na które ostatnio bardzo miałam ochotę. Środkowy usiadł naprzeciwko mnie i zabraliśmy się do jedzenia. Jeśli mam być szczera, znowu myślałam o Zbyszku. Nie wyglądał na zadowolonego widząc mnie, chyba już całkiem mu przeszło uczucie do mnie. A kiedyś tak bardzo zapewniał mnie, że będziemy na zawsze razem, no właśnie kiedyś…

- Haaaalo? Ziemia do Oli? – Kosa machał mi przed oczami ręką.
- Jestem przecież.- uśmiechnęłam się szybko.
- O czym myślisz? -  zapytał mnie środkowy.
-O niczym szczególnym, tak tylko się zamyśliłam. – skłamałam.
- Dziękuję za śniadanie skarbie, co dziś będziemy robić ? –zapytałam Grześka.
- Może pojedziemy na zakupy i będziemy powoli urządzać pokój dla Kubusia? – zapytał mnie z iskierkami w oczach.
- W zasadzie ,to czemu nie. Czas leci, ale najpierw krótki spacer z Juniorem.  – oznajmiłam środkowemu i pocałowałam Go w policzek. 

Poszłam do sypialni związałam tylko włosy w kucyk i już byłam gotowa ,aby pójść  na krótki spacer z psem.  Grzesiek stwierdził ,że w tym czasie pojedzie umyć auto i że jak wróci od razu jedziemy do sklepu dziecięcego. Gdy wyszłam na świeże powietrze , słońce od razu zaczęło świecić mi prosto w oczy. Był piękny dzień, dobrze, że wzięłam ze sobą okulary słoneczne. Ubrałam je na nos i wyruszyłam na malutki spacer z moim psiakiem.



*** Oczami Grześka


 Pojechałem na myjnie umyć auto. Specjaliści od razu zajęli się moim Audi.  Do  głowy wpadł mi świetny pomysł. Pomyślałem, że  po zakupach zabiorę Olę na piknik nad piękne jezioro nie daleko Rzeszowa.  -Powinna być zachwycona, a zresztą już ja się o to postaram – pomyślałem.   Z rytmu rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu.

- Halo ? – powiedziałem naciskając prędzej zieloną słuchawkę.
- Co tam słychać synku?-  zapytała moja mama.
- Cześć mamo! – ucieszyłem się. A u mnie wszystko powoli do przodu.- zacząłem.
-Jak zdrowie?  Już lepiej z Twoim kolanem? – mama nadal zasypywała mnie pytaniami.
- Tak mamo już lepiej. Mamoooo?- przeciągnąłem.
- Tak syneczku?
- A może przyjedziecie do Nas z ojcem jakoś na dniach? – zaproponowałem.
-Wspaniały pomysł kochanie!  Przyjedziemy w środę, pasuję Ci ?
- Oczywiście, będziemy na Was czekać. Muszę już kończyć. Miłego dnia ,pozdrów tatę.-  zakończyłem.
- Do zobaczenia synu, paaa. – zakończyła  również moja mama.

Pracownik myjni , oddał mi kluczyki od auta, wystawił mi rachunek i mogłem wracać po Olę. Wykręciłem jej numer telefonu, który znakomicie znałem na pamięć i zadzwoniłem.
-Halo , słucham Pana ? – usłyszałem jej szczęśliwy głos.
- Dzień dobry Pani Olu, za pół godziny będę po Panią, pasuje? – zapytałem, aby się upewnić.
-Oczywiście, że tak Panie Grzegorzu, czekam.- zaśmiała się.
- To już pędzę do Was, skarby. Kocham Was.- powiedziałem i rozłączyłem się.
Postanowiłem jeszcze , kupić kilka rzeczy na piknik, przede wszystkim koszyk i koc, bo jeśli wziąłbym to z domu to Ola by coś zaczęła podejrzewać. Kupiłem coś do jedzenia i wsadziłem wszystko do koszyka. W zasadzie ogarnąłem się z tym dość szybko i po 15 minutach jechałem już po Olkę. Koszyk oczywiście schowałem do bagażnika, chowając Go pod specjalną matą. Chwilę później byłem już pod blokiem. Nie wysiadałem już z samochodu, tylko napisałem Oli sms-a ,że może już zejść na dół. Po chwili Ola już siedziała ,na siedzeniu obok mnie. Dostałem od Niej soczystego buziaka i ruszyliśmy w stronę galerii.




***Oczami Olki



- Już się nie mogę doczekać , kiedy Kuba będzie z Nami. – powiedziałam do mojego chłopaka.
- Ty się nie możesz doczekać? Kochana Ty nie wiesz co ja czuje, najlepiej jakbym mógł to sam bym Go wyciągnął z Twojego brzucha. – Grzesiek spojrzał na mnie i oboje wybuchliśmy śmiechem.
Grzesiek zaparkował na 1 poziomie parkingu przy Galerii Rzeszów. Trochę się obawiałam, że szybko stąd nie wyjdziemy, bo kibice nie dadzą mu żyć, ale na szczęście nie było, aż tak źle. Udaliśmy się szybko do sklepu z akcesoriami dziecięcymi.
- Zobacz skarbie, jakie piękne łóżeczko dla naszego synka. – pokazał, trzymając mnie za rękę Grzesiek.
-Chodźmy je zobaczyć. – odrzekłam.
Rzeczywiście łóżko było piękne! Byłam zachwycona, mały wyglądał by w nim jak królewicz.  Łóżeczko było dębowe, solidne i zapierało dech w piersiach.  Spojrzeliśmy na siebie znacząco:
- Bierzemy! – powiedzieliśmy jednoznacznie.
-Jacy my zgodni .– wyszczerzył się Grzesiek i pocałował mnie lekko w usta.
Nie mieliśmy też problemu z dogadaniem się w kwestii wózka, materaca do łóżeczka, baldachimu nad łóżeczko, wanienki , elektrycznej kołyski i wyprawki dla noworodka. Zakupy przebiegły po naszej myśli. Wszystko mieli nam przywieźć w ciągu tygodnia. Rachunek nie był niski, ale podzieliliśmy się z Grześkiem kosztami. Gdy już mieliśmy wychodzić ze sklepu Grzesiek zobaczył  drewniane litery, które wiesza się na ścianie w pokoju dziecka i układa się z Nich jego imię.  Musiał je oczywiście kupić, bo przezywałby je kolejny tydzień.  
- Wariat z Ciebie wiesz? – zapytałam obdarowując Kosę szczerym uśmiechem.
- Wiem, bo już dawno zwariowałem na Waszym punkcie. – wyszczerzył się do mnie.
- I za to Cię też uwielbiam.- stanęłam na palcach aby móc pocałować Grześka, ale niestety musiał mi trochę pomóc schylając się.
Poczekaj tu na mnie chwilę! Nigdzie się nie ruszaj, okej? – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem środkowy.
-No dobra, to ja pójdę..- nie zdążyłam dokończyć.
-Nigdzie nie pójdziesz, poczekaj tu na mnie za chwilę jestem. – powtórzył Kosa.
- Poddaje się, kotek. Dobrze, będę tu na Ciebie czekać.- uśmiechnęłam się.
Po chwili Grzesiek stał już obok mnie, z pięknym słonecznikiem ,którego mi wręczył.
- Kochanie, a z jakiej to okazji? – zapytałam.
- Z takiej, że wspaniale spędza mi się z Tobą czas, jest mi z Tobą wspaniale no i że ogólnie jesteś.. Jesteście – poprawił się szybko.
- Kochany jesteś! Dziękuję za kwiatka. Jest piękny! – uśmiechnęłam się.
-To jeszcze nie wszystko mam, dla Ciebie niespodziankę, ale to za chwilę.- odwzajemnił uśmiech i  cmoknął mnie w czoło.



***Oczami Igły.

Właśnie mamy trening we Wrocławiu , bo Wrocław jest kolejnym miastem w którym będziemy rozgrywać mecz LŚ. Zbyszek od ostatniego spotkania Oli jest jakiś nie obecny. Nie może się na niczym skupić i gra na treningu zupełnie mu nie idzie. Wiem, że on bardzo ją kocha i chciałby znów z Nią być. Jest moim przyjacielem , ale potępiam Go , bo nie można się tak bawić czyimiś uczuciami. Zbyszek to typ takiego trochę zimnego drania, do którego dociera to co zrobił niestety po czasie.
Wiem,że dziecko , które jjest w brzuchu Oli , jest Zbyszka. I czasami mam cholerną ochotę mu o tym powiedzieć, ale obiecałem Oli i Grześkowi , że nie pisnę ani słówka. Gdybym jednak powiedział , życie ich wszystkich obróciło by się do góry nogami o 360 stopni. Mogło by to też trochę pokrzyżować życie tego maluszka, który znajduję się w brzuchu Olki. Wiem,że przy Grześku nic złego się nie stanie, ani Oli ani jej synkowi, więc dla ich dobra mam zamiar trzymać język za zębami.



***Oczami Olki

Grzesiek bardzo mnie zaskoczył , całą drogę nie chciał mi powiedzieć dokąd jedziemy. Gdy nagle moim oczom ukazało się piękne jezioro z niesamowitym krajobrazem. Zieleń ,śpiew ptaków , szumiąca woda , piękne słońce i lekki wiatr sprawiły, że od razu wybiegłam z samochodu. Grzesiek otworzył bagażnik ,z którego wyjął koc i koszyk.

- Czyżby piknik?- zapytałam.
-Bingo kochanie!- uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Rozłożył wcześniej wspomniany koc na pięknej polanie, miał nawet dwie małe poduszki.  Sam wziął sobie jedną pod głowę i położył się na kocu, nogi niestety wystawały mu jeszcze dużo na polane. Ja również wzięłam swoją poduszkę położyłam ją na brzuchu Grzesia i ułożyłam na niej głowę bokiem, patrząc na mojego romantyka.
-Dziękuję Ci kochanie, jesteś wspaniały! Lepszego popołudnia nie mogłam sobie wymarzyć.- jezdziłam palcem po jego klatce piersiowej.
-Dla Ciebie wszystko ! - odpowiedział, po czym podniósł lekko głowę  i niesamowicie namiętnie mnie pocałował.
____________________________________________________________________

Witam kochani, jest kolejny rozdział mojego opowiadania. Bardzo Was proszę piszcie pod rozdziałem swoje opinie!:)) / Olka

środa, 30 października 2013

Rozdział 20.




***7 miesięcy później..

Jest  lipiec piękna pogoda, lato pełną parą.  Siatkarze rozgrywają mecze w Lidze Światowej. Mój chłopak niestety nie został powołany.  Niestety zdrowie stanęło mu na przeszkodzie. 
- Cześć kotku , jak się czujesz? – zapytał , głaskając mnie po dość widocznym ciążowym brzuszku Grzesiek.
- Bardzo dobrze . – uśmiechnęłam się i chwyciłam jego dłoń, leżącą na moim brzuchu.
W moim życiu przez ostatnie siedem miesięcy wiele się zmieniło ,a praktycznie wszystko.
Pierwszy rok studiów zakończyłam  pomyślnie. Iza rozstała się z Grześkiem w połowie stycznia i to całkiem bez powodu. Kosok strasznie to przeżył, ale jak widać doszedł do siebie. Zbyszkowi również odbiła palma i stwierdził , że zwyczajnie mu się znudziłam. Przecież to takie pospolite wśród mężczyzn. Ten który zapewniał mnie , że wszystko będzie dobrze, że zawsze będziemy razem, tak po prostu z dnia na dzień przychodzi i mówi, że to koniec. Chyba nie przemyślał dobrze swojej decyzji.
Spakowałam więc wszystkie swoje rzeczy , wzięłam ze sobą Juniora i przeniosłam się do Grześka który zaproponował mi pomoc. Oboje byliśmy w nieciekawej sytuacji. Ja miałam może trochę gorzej , bo po rozstaniu ze Zbyszkiem  okazało się, że jestem z Nim w ciąży. Oczywiście nic mu nie mówiłam, bo skoro znudziłam mu się to pewnie dziecko również by mu się znudziło. Więc nie mam najmniejszego zamiaru informować Go o tym ,że będzie ojcem. On zresztą nawet nie wie o tym ,że jestem w ciąży. W sezonie ligowym jeszcze nie było nic po mnie widać w ostatnich tygodniach brzuch znacznie mi urósł, w końcu był to prawie 6 miesiąc. Zbyszek  znalazł sobie nową dziewczynę jakąś 18 latkę, która bardziej interesuję się wyglądem  i portfelem Zbyszka , niż jego osobą, ale skoro tak wybrał to jego sprawa. Ja swoje przecierpiałam ,ale po czasie rozpaczy postanowiłam, że czas wziąć się w garść. Z Izą mam kontakt znikomy, bo bardzo nie podobało mi się to jak potraktowała Grześka.  Po naszych rozstaniach bardzo się z Grześkiem do siebie zbliżyliśmy. Do tego stopnia, że postanowiliśmy spróbować wspólnych sił będąc razem.  Czasami siedzimy sobie w salonie i to wszystko wydaje nam się nie możliwe.  W lutym miałam sprawę w sądzie musiałam wpłacić 1500 zł na cele społeczne oraz zostało mi zabrane prawko na 5 miesięcy, więc dosłownie dwa dni temu zdążyłam je odebrać.  Życie z Grześkiem jest o wiele spokojniejsze od tego ze Zbyszkiem. Grzesiek był spokojny , harmonijny i bardzo ale to bardzo cierpliwy.  Mówi ,że dziecko które noszę pod sercem jest jego i to on będzie je wychowywał. A w zasadzie to Go, bo to będzie chłopczyk. Postanowiliśmy, że nadamy mu imię Jakub. Grześ o niczym innym nie mówi, jak o strojeniu pokoju dla małego. A to jeszcze 3 miesiące, w zasadzie ma trochę racji, bo to zleci nie ubłaganie.   Resoviacy bardzo się cieszą, że będziemy mieli dziecko. Bo myślą , że to dziecko Grześka i w praktyce tak będzie , tylko Igła zna prawdę ,ale powiedział ,że ani mu się śni powiedzieć o tym Zibiemu. Chociaż czasami biję się z myślami , bo teraz Igła jak i Zibi przebywają ze sobą 24 na dobę z racji tego , że jest Liga Światowa . My osobiście wybieramy się z Grześkiem na mecz do Spodka.  I to w sumie już  jutro. Postanowiliśmy zabrać ze sobą Magdę i Tomka, którzy jutro rano przyjadą do Nas do Rzeszowa.
- Grzesiu , może pójdziemy na spacer? – zapytałam.
- Jasne, tylko się jakoś ładniej ubiorę –odpowiedział.
- Nie musisz się stroić przecież- uśmiechnęłam się sama poprawiając włosy.
- Oj wiem przecież, że mam się dla kogo stroić , ale nie pójdę w domowych spodenkach . – mruknął pod nosem.
Podeszłam do Niego ponieważ stał odwrócony tyłem do mnie, chciałam Go przytulić od tyłu ,ale zapomniałam , że brzuch mi w tym przeszkadza. Grzesiek odwrócił się do mnie i bardzo delikatnie mnie pocałował. Odwzajemniłam jego pocałunek  i pociągnęłam Go za rękę w stronę drzwi. Cofnęłam się jeszcze bo na śmierć zapomniałam o Juniorze, który oczywiście szedł z Nami. Na dworze było tak pięknie, że żal nie korzystać  z pogody. Poszliśmy do pobliskiego parku, który znajdował się 10 minut drogi na pieszo. Wszystko w koło takie piękne zieleń , ptaki śpiewają i my. Jak nastolatkowie nie rozdrapujący ran z  poprzednich kilku miesięcy. Jest nam ze  sobą dobrze.
- Dobrze mi z Tobą. – objęłam Grześka jedną ręką w pasie, a powoli idąc przechyliłam głowę w stronę jego ramienia.
- Wiesz ,że mi z Tobą też? -  uśmiechnął się ponownie, a moim oczom ukazały się jego śnieżno-białe ząbki.
- To wszystko chyba musiało się tak potoczyć. – kontynuowałam.
-Widocznie tak, ale może to i dobrze. – odpowiedział Grzesiek wplatając długie palce swojej lewej dłoni w moje u prawej.
Naglę poczułam coś dziwnego w moim brzuchu, aż stanęłam jak wryta. Położyłam rękę Grześka na moim brzuchu:
- Kuba kopie! – krzyknął środkowy. Mam nadzieję, że będzie siatkarzem ,a nie piłkarzem.  – był bardzo szczęśliwy.
-Ja też mam taką nadzieję, ale mając takiego tatę jak Ty, na pewno będzie bardzo rozsądny. I z tego się bardzo cieszę. Swoją drogą , to ma dobrego kopa. – zaśmiałam się.
- No teraz do końca ciąży na pewno będzie kopał co raz to mocniej . Musisz się do tego przyzwyczaić. – Wiem kochanie , wiem.  Każdą krzywdę zniosę od tego maluszka. –szczerze się uśmiechnęłam do moich 206 cm szczęścia.
- Uwielbiam jak się znowu pięknie uśmiechasz. Bo przy Zibim chodziłaś częściej przybita niż uśmiechnięta.
- Przecież wiesz, co przeżywałam .Wypadek , poronienie. Długo dochodziłam do siebie, a dobrych chwil ze Zbyszkiem też było dużo.  – zamyśliłam się , co sprytnie zauważył Grzesiek.
- Ej mała , nie wracajmy do przeszłości.- ścisnął lekko moją dłoń.
- Masz rację. – odpowiedziałam i szybko odstawiłam  wspomnienia na bok.
Przechodziliśmy się alejkami parku jeszcze dobre półtorej godziny dopóki oczywiście nie zgłodniałam.
W ciąży wcinałam dosłownie wszystko z prędkością światła. Czasem wstyd było mi iść nawet do restauracji bo jadłam dosłownie 2 x więcej od Grześka. Na szczęście waga była po mojej stronie i nie pokazywała zbyt dużo.  Bo początku ciąży przytyłam  tylko 7 kg. Dosłownie wszystko idzie mi tylko w brzuch, co jest oznaką tego , że Kubuś rośnie i tworzy pod moim ubraniem zgrabną piłeczkę.  Skierowaliśmy się więc w stronę mieszkania Grześka .  Junior pierwsze co zrobił wchodząc do mieszkania ,to podbiegł do swojej miski się napić.
- Moje futro, takie spragnione było ? – spojrzałam pytająco na psa.
- Taaaak mocno . – odpowiedział śmiesznie Grzesiek w imieniu Juniora.
Spojrzałam na Niego znacząco i oboje wybuchneliśmy śmiechem.
-Idę pod prysznic, jak skończę to zrobię Nam coś do jedzenia.  – powiedziałam wchodząc do łazienki.
- Ty się już o jedzenie nie martw. – usłyszałam głos środkowego wchodząc pod prysznic.
Postanowiłam włączyć sobie muzykę w kabinie, bo taką opcję owa posiadała i trochę się zrelaksować.  Puszczałam sobie wodę raz zimną raz ciepłą, na pobudzenie krwi.  A poza tym była taka pogoda, że mogłam sobie pozwolić na nie wielką ilość zimnych kropel wody. Chociaż musiałam uważać, żeby się nie przeziębić. Kosa by mnie chyba karcił wzrokiem przez cały tydzień. Po 10 minutowym staniu pod prysznicem było mi już lekko chłodno , więc postanowiłam się stamtąd ewakuować. Wytarłam się staranie, założyłam na siebie jakąś koszulkę Grześka, która teraz wcale nie wyglądała na mnie jak na wieszaku, bo mój syn dbał o to, aby koszulka ładnie opinała się na brzuchu. Wciągnęłam też luźne spodenki ,żeby młodego za bardzo nie uciskać ,wysmarowałam ciało balsamem i wyszłam z łazienki. Zapach czegoś zaprowadził mnie do kuchni. Grzesiek zrobił sałatkę ze świeżego ogórka, pomidorów, rzodkiewki, cebuli , majonezu i sera feta. I do tego zrobił mi herbatkę rozpuszczalną którą lubię najbardziej.
-Mówił Ci ktoś kiedyś , że jesteś anioł a nie człowiek? – zapytałam Go  , skradając się na palcach aby pocałować Go w policzek.
- No Iza coś kiedyś wspominała.  – spojrzał na mnie.
-OOOOOOO, musiałeś zepsuć nastrój. – momentalnie usiadłam z powrotem przy stole i zrobiłam sobie kanapkę, bo jakoś ode chciało mi się jego sałatki.
-Jednak jesteś trochę o mnie zazdrosna. – zachichotał pod nosem.
-Ugryzłam kęsa i wyszłam z kuchni kierując się w stronę sypialni. Dobranoc. – rzuciłam szorstko i trzasnęłam drzwiami.
Usiadłam na łóżko na którym mimo 6 msc ciąży wyglądałam jak księżniczka na ziarnku grochu bo było takie duże  i zastanawiałam się co ta scena w ogóle miała przestawiać.  Faktycznie może jestem o niego trochę zazdrosna, ale była umowa ,że ja staram się nie wspominać o Zbyszku a on o Izie..  Nagle otworzyły się drzwi sypialni, a w nich pojawił się nikt inny jak Grzesiek. Po chwili siedział już obok mnie i złapał moją dłoń.
- Ola, przepraszam Cię. To miało być w żartach. – spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami , których spojrzenie zawsze zwalało mnie z nóg .- Dobrze, że teraz siedzę. –pomyślałam
- Nie Kosa, to ja Cię przepraszam, wiem ,że szajba mi w tej ciąży odbija.  Mam humorki jak stara panna. – mój wzrok zatopił się w jego oczach.
-Chodź zjeść tą sałatkę bo ani Ty, ani Kuba nic nie zjedliście. – pocałował mnie, a ja objęłam jego twarz , na której widniał jego lekki ciemny zarost.

Nie dałam się długo prosić , ponieważ byłam głodna jak wilk. Poszliśmy więc z Grześkiem do kuchni , usiedliśmy przy stole i zabraliśmy się za jedzenie wspomnianej prędzej sałatki . 




***Oczami Zbyszka.


Jesteśmy już w Katowicach jutro gramy mecz LŚ.  Prawie pół roku nie jestem z Olą. Sam się nawet tego nie spodziewałem , że się rozstaniemy ale niestety tak się stało. Z biegiem czasu zrozumiałem ,że nadal ją kocham i było mi z nią najlepiej na świecie, ale popełniłem największy błąd w swoim życiu zostawiając ją. Ostatni raz widziałem ją w kwietniu, więc trochę czasu od naszego ostatniego spotkania minęło. Nie mamy ze sobą kontaktu w zasadzie wcale się jej nie dziwie, że nie chce mnie widzieć, słyszeć  itp. Ona teraz jest z Grześkiem a ja z Kingą. Kingę poznałem na imprezie po rozstaniu z Olą, na pierwszy rzut oka wydawało się , że jest okej, lecz niestety ma trochę nie po kolei w głowie, co z drugiej strony trochę mnie w niej kręci.
- Nie myśl tyle stary , bo Ci mózg wyparuje. – zażartował Dziku
- Myślę o jutrzejszym meczu . – skłamałem.
- No chyba, że tak . To jest teraz najważniejsze.
-Idziemy coś zjeść? – zapytałem przyjaciela.
- Pewnie, zadzwonię jeszcze po chłopaków, może też mają ochotę wyjść  na miasto coś przekąsić.- odpowiedział Michał.
Po 5 minutach większość z Nas jak jeden mąż ubrani w te same ciuchy, którymi obdarował Nas jeden ze sponsorów udaliśmy się w stronę restauracji. Postanowiliśmy zjeść na dworze, ponieważ wieczór był bardzo ciepły i przyjemny. Gdy zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy dania Krzysiek wypalił jak z armaty.
- Dokładnie rok temu , byliśmy w Sopocie, pamiętacie ? –zapytał libero.
-No pewnie ,że pamiętamy. – odpowiedzieli  chórem Kurek , Piter , Możdzon i Ziomek.
- Poznaliśmy wtedy Olę, Izę, Magdę , Daniela i Tomka .- zauważył oczywiście Kubiak.
- Taaa.. Olkę… - mruknąłem pod nosem ale chyba wszyscy usłyszeli.
- Zibi widzisz jak to wszystko szybko się potoczyło. Zaczęliście być ze sobą, ona zaszła w ciąże, poroniła, rozstaliście się , Ty jesteś z Kinga ona z Kosą i to wszystko w ciągu jednego roku. – skierował dość wyczerpujące zdanie ku mojej osobie Kuraś.
- Oj zaszła w ciąże zaszła.. No i poroniła.– wystrzelił Igła.
-Nie mówmy o tym chłopaki . Bo to nie jest dla mnie zbyt łatwy temat. A jutro chcę być skoncentrowany na  meczu a nie na Oli. – powiedziałem wszystkim.
Po dobrych 15 minutach kelnerki poprzynosiły nam jedzenie, które ze smakiem zjedliśmy.  Postanowiliśmy wracać już do hotelu , bo musieliśmy być wypoczęci na jutrzejszy mecz z Argentyną.
Idąc z Kubiakiem i Igła z przodu usłyszałem za sobą:
- ooooo ! – zaczął Piter. Kosa właśnie napisał, ze jutro przyjadą z Olką na mecz. 
- No to czyli zobaczymy jutro naszych Kosoczków!- ucieszył się Igła a mi wyraźnie zrobiło się głupio. Miałem mieszane uczucia , co do spotkania z Olą, mam nadzieję, że powstrzymam emocję, bo bardzo nie chciałbym ,żeby to jakoś odbiło się na mojej dyspozycji w jutrzejszym meczu .



***Oczami Olki
 

 Reszta wieczoru minęła nam bardzo spokojnie. Grzesiek właśnie wrócił  z kąpieli a ja leże w sypialni i oglądam telewizję.
- Grzesiu chodź już do łóżka. Musimy się wyspać bo jutro z samego rana jedziemy na USG, potem przyjadą Magda z Tomkiem , no i popołudniu ruszamy do Katowic. – wyjaśniłam .
- Wiem kotek , wiem. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jutro znowu zobaczę Kubusia. Po meczu pokaże chłopakom i trenerowi zdjęcie USG . – fascynował się , leżąc już u mojego boku.
- Ja też się cieszę, mam nadzieję, że wszystko jest dobrze.  – zamyśliłam się.
- Pewnie jest dobrze, ale jeśli chcemy mieć pewność, ze Kubie nic nie dolega, to musimy troszkę nad tym popracować. – powiedział Grzesiek wkładając mi rękę pod bluzkę dotykając moich piersi.
- Grzesiuuuu! – szepnęłam mu do ucha, przeciągając ostatnia literkę jego imienia, co jeszcze bardziej rozpaliło mojego faceta.
Potem już samo poszło, Grzesiek namiętnie mnie pocałował , równocześnie ściągając ze mnie spodenki które założyłam po kąpieli. On na samych bokserkach, błądziłam palcami po jego klatce piersiowej i plecach, w końcu moim oczom ukazało się duże wypuklenie w jego czerwonych bokserkach. Grzesiek dosłownie zdarł ze mnie jego koszulkę i zaczął pieścić moje ciało, schodząc do mojego już dość dużego brzucha . „ Tatuś Cię teraz troszkę pobuja” – skierował te słowa do nikogo innego jak do Kuby i zanurzył swoją męskość w moim ciele. Był bardzo  delikatny i szarmancki. Jego ruchy były bardzo ,ale to bardzo płynne i przemyślane. Nasze ciała złączone w jedną całość sprawiały, że czułam się niesamowicie . Grzesiek sprawiał mi tyle przyjemności, że nie potrafię tego opisać. Zresztą ja chyba jemu też, bo widziałam po jego wyrazie twarzy , że jest zadowolony. Pokołysaliśmy się jeszcze jakiś czas i po wszystkim opadliśmy na łóżko. Grzesiek przytulił mnie do siebie, a ja w objęciach jego ramion, udałam się w podróż do krainy Morfeusza.

Następnego dnia o równej 7:40 otworzyłam oczy i byłam zupełnie wypoczęta.  Nasz synek też spał dobrze, bo nie domagał się w nocy jedzenia. Inaczej byłabym zmuszona wstać w nocy i iść coś przekąsić.  Poszłam do kuchni i zrobiłam na śniadanie jajecznice . Kosa wygramolił się z łóżka kilka minut po 8:00 . 

- Cześć skarby. – powiedział, przytulając mnie od tyłu i całując w szyję, kładąc jednocześnie dłoń na moim brzuchu w celu przywitania się z synem.
-Cześć kochanie.  Tu masz śniadanko.- odpowiedziałam mu wskazując palcem na stół, na którym przygotowana była porcja dla Grześka.
- Dziękuję bardzo jesteś kochana. – uśmiechnął się.
Postanowiłam pójść się wykąpać, przed wizytą u ginekologa. Musiałam się streszczać bo czas cholernie szybko leciał, a dziś mamy mnóstwo do załatwienia.  Po kąpieli , wysuszyłam włosy i szybko je wyprostowałam, po czym związałam w wysoką kitkę. Wykonałam lekki makijaż. Ubrałam  pudrowe rurki , włożyłam na siebie białą, przewiewną koszulę bez rękawków i czarne balerinki. Gdy wyszłam z łazienki Grzesiek również był już gotowy.  Wyglądał oszałamiająco. Ubrał granatowe jeansy , białą koszulę oczywiście dwa górne guziki zostawił odpięte, co sprawiało , ze kolana się pode mną uginały i na nogi włożył czarne garniturowe” cwaniaki” . No i oczywiście ten jego 3 dniowy zarost + litry perfum.  Wyszliśmy z mieszkania udając się na parking podziemny w celu dotarcia do auta Grzesia.
Do gabinetu dojechaliśmy w nie całe 10 minut. Pan Jacek Piotrowski  jest niesamowitym lekarzem . Potrafi do każdej pacjentki i każdej ciąży podejść indywidualnie , co bardzo sobie w nim cenie.
Gdy weszłam do gabinetu , pan doktor zasłonił rolety i kazał mi się położyć na kozetce. Podniosłam  koszulkę do góry, po czym poczułam na swoim brzuchu zimny żel. Pan Jacek włączył  maszynę do USG i zaczął jeździć mi gałką  po brzuchu. Łzy popłynęły mi z oczu bo znowu usłyszałam bicie serduszka mojego synka. Byłam taka szczęśliwa. Grzesiek też, się wzruszył bo widziałam jak jednym ruchem ocierał pojedyncze łzy.
- Z Państwa synkiem wszystko w porządku. Będzie chłop jak dzwon. – powiedział po kilku minutach badania Pan Piotrowski.
- A czy dostaniemy zdjęcia? – zapytał niecierpliwy w tamtej chwili Grzesiek.
-Oczywiście ,że tak. Nawet płytę państwo dostaną. -  uśmiechnął się lekarz.
Po chwili Grzesiek trzymał w swoich dłoniach płytę z badaniem USG i zdjęcia, na które nie mógł przestać patrzeć.
W drodze powrotnej do domu wstąpiliśmy do sklepu na małe zakupy. Kupiliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy z racji tego ,że odwiedzają nasz przecież Magda i Tomek.  Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka w swojej komórce. Nie zdążyłam nawet powiedzieć halo, a siostra już na mnie naskoczyła:

- No Ola, na Boga gdzie Wy jesteście bo my czekamy pod Waszym blokiem.
- Cześć siostrzyczko- zaczęłam . Będziemy dosłownie za 5 minut. – chyba ją uspokoiłam.
- No dobra..  – zakończyła rozmowę.
Po 10 minutach byliśmy już w mieszkaniu Grześka i szykowaliśmy się do wyjazdu na mecz. Magda z Tomkiem na szybko coś zjedli i ogarnęli się.  Poprosiłam Magdę aby przyszła do mojego pokoju.
- Wiesz co Ola? – zapytała.
- No słucham Ciebie. – odpowiedziałam szukając czegoś w szafie.
-Bardzo dobrze wyglądasz i kwitniesz przy Grześku. – przytuliła mnie siostra, odrywając mnie od wykonywanej przeze mnie czynności.
-Tak też właśnie się czuję.- odpowiedziałam.
-Kurde, co Ty tak przewalasz w tej szafie, czego szukasz? Może Ci pomogę? – siostra zaciekawiła się tym co robię.
-Szukam koszulki meczowej Kosy, chciałabym ją założyć, mimo tego , że nie gra na pewno będzie mu miło. – wytłumaczyłam Magdzie.
Siostra również wsadziła głowę do mojej szafy i zaczęła zwinnie szperać.
- Mam! – krzyknęła po chwili.
Dała mi ją do ręki i do mojego nosa doleciał znakomicie mi znany męski perfum ,który nie był perfumem Grześka. Pośpiesznie rozłożyłam koszulkę, aby ocenić jej stan. Czy aby nie wymaga prasowania. Niestety koszulka ta nie była koszulką meczową Grześka , tylko Zbyszka. Odwróciłam koszulkę i przeczytałam nazwisko „ BARTMAN” .  – czemu to życie jest takie popieprzone ? – mruknęłam pod nosem. Złożyłam znów koszulkę  Zbyszka i włożyłam ją do szafy.  Po chwili znalazłam tę właściwą koszulkę, którą miałam zamiar założyć na dzisiejszy mecz. 


***4 godziny później 

Mecz trwa już na dobre, zarówno nasi chłopcy jak i siatkarze Argentyny grali dziś świetną siatkówkę. Na szczęście to Polacy wygrywają w setach 2:1 . Atmosfera na hali jest niesamowita, miejsca mamy najlepsze . Lepszych nie dało się wymarzyć. Grzesiek się postarał. Obok nas była Monia Miśka, Daga z Olim , dziewczyna kapitana , Olka Pita Iwona z dzieciakami i uwaga!!:  Kingusia Bartmanowa. Siedziała  kilka miejsc ode mnie, często spoglądając na mnie i mój brzuch. Kosa zabijał ją wzrokiem , ale nawet to nie pomagało. Na meczu bawiłam się świetnie. W kiss camie musiałam oczywiście pocałować się z Kosą, a cały Spodek bił nam brawo.  Mecz wygrany oczywiście 3:1 MVP : Igła. 
Krzysiek przybiegł szybko do swojej rodziny. Pogratulowaliśmy mu wszyscy. Dzik , El Capitano, Piter, Winiar te przyszli. 

- Co tam Kosoczki ? Wózek już kupiony? – zaśmiał się Piter.
- Jeszcze nie ,ale nie długo mam zamiar.-  uśmiechał się Kosa, wyciągając z kieszeni zdjęcia USG.
Wszyscy ustali się koło Nasi zaczęli podziwiać latorośl Bartmana, myśląc , że to latorośl Grześka.
- A Ty Ola jak się czujesz w ogóle?  - zapytała mnie Iwonka
- Jak na kobietę w ciąży to bardzo dobrze. – odpowiedziałam , lecz po chwili mina mi zrzedła.
-Cześć. – usłyszałam z ust Bartmana, który miał oczy wybałuszone jak 5 zł.
- Cześć. – odrzekłam krótko.
-Gratulację – powiedział Zibi w stronę moją i Grześka nie odrywając wzroku od mojego brzucha.
-Dziękujemy – rzucił krótko Kosok , który po chwili oczywiście musiał mnie na oczach Zbyszka pocałować i dotknął brzucha.
- Chłopaki nawet nie wiecie jak on kopie.-  chwalił się dalej przed kolegami.
Kątem oka zauważyłam jak Bartman powiedział coś do swojej laluni i opuścił nasze towarzystwo. Prawdopodobnie udając się do szatni.





***Oczami Zbyszka. 


Nie wierzyłem własnym oczom! Ola w ciąży i to jeszcze  z Kosą. Myślałem , ze śnie. Chociaż cholera wie może gdzieś poszła na imprezę i skończyło się ciążą.  W zasadzie to byłem wściekły, bo to ja chciałem być ojcem jej dzieci i z nią tworzyć rodzinę, ale głupi dureń ze mnie , ze ją zostawiłem jeszcze całkiem bez powodu. Do szatni przyszła reszta chłopaków.

- A Ty co tak zwiałeś Zbychu. – zapytał Kubiak.
- Śpieszę się Misiek. Kinga na mnie czeka. – odparłem i skłamałem. W rzeczywistości nie mogłem patrzeć na szczęście Oli i Kosy i jeszcze ta ciąża. 
-A no to rozumiem. – poklepał mnie po ramieniu Michał widząc moją nie tęgą minę.
-Ej Michał. Powiedz mi to dziecko Kosy czy Olka się gdzieś puściła?- chyba lekko przegiąłem.
Nagle na swojej twarzy poczułem cholerne pieczenie:

- Co Ty robisz chłopie? – Krzyknąłem  w twarz Igle, który przed chwilą mnie spoliczkował.
- A Ty co mówisz chłopczyku ? Chociaż się zastanowiłeś nad tym co powiedziałeś. – naskoczył na mnie Igła.
Nie znałem Go z takiej strony ,zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi i rozumieliśmy się bez słów, ale ma rację, przesadziłem. Nie odpowiedziałem mu nic na jego pytanie
-Tak myślałem, że nie przemyślałeś, a dziecko jest Kosy.  – dokończył .
Po meczu pojechałem z hali jak najprędzej zapominając nawet o Kindze. Wstąpiłem do pierwszego lepszego baru i zacząłem zapijać swoje smutki.



Witam kochani! ; ) Wracam po dwóch miesiącach do pisania bloga. Chciałam z nim skończyć ,ale nie mogłam zostawić tak tej historii : )) od dziś rozdziały będą dodawane regularnie.: ) Następny rozdział  będzie pisany wtedy gdy pod tym będzie co najmniej 10 komentarzy.
P.S takiego biegu wydarzeń się chyba się spodziewaliście  ;  )
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie . : )) / olkaa