Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 19.

***Oczami Olki.




Nadszedł czas świąt, od powrotu ze szpitala minęło 1,5 tygodnia, fizycznie dochodzę do siebie, ale psychicznie ani mi się śni. Nie mogę sobie darować tego , że straciłam dziecko. Wiem , że to do końca nie jest moja wina, ale czuje się za to bardzo ,ale to bardzo odpowiedzialna. Na początku roku odbędzie się rozprawa w sprawie narkotyków przeciwko Maćkowi i przeciwko mnie, za prowadzenie pojazdu po alkoholu i po spożyciu narkotyków. Zbyszek bardzo mi pomaga, od razu po wyjściu ze szpitala wziął mnie i Juniora do siebie, cieszę się ,że mnie wspiera i robi wszystko abym nie czuła się samotna, jego obecność jest mi bez wątpienia bardzo potrzebna. Szkoda tylko ,że musiało dojść do takiej sytuacji , abym zamieszkała z Nim w Rzeszowie. Dobrze, też że Juniorowi i Bobkowi się nie nudzi , bo czują się w swoim towarzystwie fantastycznie. Dziś jest dokładnie 22 grudnia Resoviacy mają już krótką przerwę świąteczną i dziś w klubie jest wigilia, na którą również zaproszone są dziewczyny, żony i dzieciaki siatkarzy. Jest godzina 12:oo Zbyszek poszedł po karmę dla psów, a ja zastanawiam się czy pójść, nie uśmiecha mi się teraz zbytnio przebywać z ludźmi ,a przede wszystkich nie chcę nikomu psuć nastroju , moim samopoczuciem , które spowodowane jest wspominaniem i przeżywaniem sytuacji z przed dwóch tygodni. Niestety wiem ,że czasu już nie cofnę chociaż bardzo bym chciała, moi bliscy powtarzają mi , że trzeba iść dalej i wziąć się w garść, może i mają rację.

- Cześć kotek, a Ty się jeszcze nie szykujesz na Resoviacką wigilię?  - zapytał Zbyszek , który swoim pytaniem wyrwał mnie z przemyśleń.

- Kochanie, ja nie wiem czy jestem w nastroju tam iść, wiesz jak jest. Nie chcę czuć się jak intruz. - odpowiedziałam.

Zbyszek usiadł obok mnie:

- Jaki znowu intruz? Ola,  co Ty sobie znowu wymyśliłaś, każdy chcę Cię zobaczyć, nawet nie wiesz jak oni wszyscy się o Ciebie martwili . Oni Cię uwielbiają, od pierwszego wejrzenia, się w Tobie wszyscy zakochali. - powiedział.

-Serio mnie lubią?  - zapytałam mojego chłopaka.

- Masz jakieś wątpliwości?- zapytał. Gdyby tak nie było to bez przerwy by ktoś do Ciebie nie dzwonił , ani nie pisał. Jak leżałaś w szpitalu Igła z Iwoną  , Olka z Pitem , Kosa, Paul, Alek bez przerwy dzwonili , aby zapytać co z Tobą i co dalej będziesz się zastanawiać czy Cię lubią i czy pójdziesz podzielić się z Nimi opłatkiem? - dokończył dosyć wyczerpująco.

Już nic nie odpowiedziałam, tym co powiedział dał mi do zrozumienia to, że muszę tam iść i podziękować tym ludziom za to , że byli przy mnie chociażby duchowo i martwili się o mnie. Podniosłam się z kanapy , poszłam do sypialni i otworzyłam szafę. Rozejrzałam się , bo kompletnie nie wiedziałam ,co mam ubrać. Długo się nie stroiłam, tym razem też jakoś specjalnie nie miałam zamiaru .  No ale wypadałoby wyglądać jak człowiek. Ubrałam czarne rurki i białą koszulę ze złotymi guziczkami, włosy spięłam w kucyk i zrobiłam lekki makijaż, Zbyszek również był już gotowy , więc postanowiliśmy pomału zbierać się na Podpromie. Po 15 minutach dotarliśmy na miejsce, niestety były trochę korki , bo jak to przed świętami panowało istne szaleństwo. Gdy wysiadłam z samochodu Dominika próbowała dostać się na moje ręce , ale niestety nie mogłam jej wziąć bo miałam zbyt świeże rany pooperacyjne. Zbyszek na szczęście jej nie zawiódł i wziął mała pannę Ignaczak na ręce, a ona obdarowała go buziakiem w policzek .  Szczerze powiedziawszy nadal czułam się bardzo nie pewnie. Weszłam do szatni chłopaków , aby zostawić tam swoją kurtkę, szczerze powiedziawszy trochę ich już tu wisiało i znowu zaczęłam czuć się dziwnie, że ludzie będą wytykać mnie palcami.  Zbyszek nie opuszczał mnie na krok ,chciał abym wiedziała, że mam w nim bardzo duże oparcie i  ,ze zawsze będzie przy mnie. Czułam się bardzo bezpiecznie z tą świadomością, że mój facet jest przy mnie, daje mi dużo ciepła i wspiera mnie całym sobą. 

-To co idziemy do wszystkich?  - zapytał mnie z lekkim uśmiechem na twarzy Zbyszek.

- Tak idziemy. - odpowiedziałam cicho. Wtedy Zbyszek złapał mnie za rękę i wyszliśmy z szatni Resoviaków i udaliśmy w stronę sali konferencyjnej , gdzie odbywać się miała dana uroczystość.

-Olaaaa! Zibi! - wywrzeszczał wręcz Wojtek Grzyb .

- Nawet nie wiesz Ola , jak dobrze Cię widzieć . -  dokończył i  uściskał mnie.

Jego krzyk na korytarzu usłyszała chyba jego żona Kasia, bo tez do Nas dołączyła , przywitała się i powiedziała kilka miłych słów.  Gdy Zbyszek otworzył drzwi do sali konferencyjnej wzięłam trzy szybkie wdechy i stwierdziłam , że niech się dzieję co chcę. Nie zdążyłam dobrze postawić nogi w sali konferencyjnej a już zleciało się do mnie kilka osób.

- Spokojnie, bo mi dziewczynę zamęczycie  . - zażartował Zibi.
-Nic  mi nie będzie. - odpowiedziałam otoczona , Igłą i Iwoną, Olą i Pitem, Alkiem , Paulem,
Kosokiem a nawet Konarskim , który ku mojemu zdziwieniu był bez żony.

 Iwona i Ola wycałowały  mnie i mówiły , że bardzo się wszyscy o mnie martwili i że wszystko się ułoży. Szczerze powiedziawszy w głębi serca też miałam taką nadzieję a Zbyszek to mnie wręcz o tym zapewniał. Pogadałam chwilę z dziewczynami . Moja przyjaciółka Izka przyszła również z Grześkiem , jejuu jak oni  bardzo do siebie pasują. Zbyszek poszedł pogadać z chłopakami i z trenerem , któremu chyba nie bardzo chciało się gadać z chłopakami więc  zarządził dzieleniem się opłatkiem.  Pierwszy podszedł do mnie nikt inny jak Zbyszek:

- Kochanie życzę Ci wszystkiego co najlepsze, teraz to  przede wszystkim zdrowia, bo to najważniejsze, wiary w siebie, z czasem Twojej dawnej pogody ducha, duużo miłości (chociaż tego Ci nigdy nie zabraknie) i wszystkiego czego sobie zapragniesz.  - Powiedział  , pocałował mnie w policzek i dopiero potem ułamał opłatek.

Ja też złożyłam mu życzenia i rozeszliśmy się do innych uczestniczących również w tym wydarzeniu. W pewnym momencie przyszedł czas na Konara, który nie wypadł w moich oczach zbyt dobrze, no ale wigilia,czas dzielenia się opłatkiem z wszystkimi . Chciałam szybko podzielić się opłatkiem z Dawidem i mieć go z głowy. 

- Wszystkiego najlepszego , spełnienia marzeń ,zero kontuzji i wesołych świąt. - powiedziałam i ułamałam minimalny kawałek opłatka Dawida.
- Ja zacznę inaczej ,bardzo się ciesze, ze jesteś cała i zdrowa, wyglądasz wspaniale , życzę Ci szczęścia przede wszystkim i abyś wiernie kibicowała swoim Rzeszowskim przyjaciołom,
-Dziękuję.-odpowiedziałam.
-Daj mi dokończyć, chce Ci powiedzieć coś ważnego.- Dawid brnął dalej.
- Jasne , mów.
- Przepraszam , za tamtą imprezę wtedy , nie chciałem aby tak wyszło. Jak się napiję to mam różne akcję, wstyd mi jak cholera było prędzej się do Ciebie odzywać dlatego też Cię unikałem. No i ten rozwód z żoną sprawił , że trochę mi odbiło. - dokończył.
- Jasne Dawid, było minęło nie ma problemu. - uśmiechnęłam się i odeszłam od Rzeszowskiego atakującego, z racji tego , że jeszcze kilku osobom musiałam złożyć życzenia.
 
Jednak jego ostatnie zdanie ciągle odbijało się w moich uszach... Rozwód?  Przecież nie dawno się żenił.. No trudno to nie jest moja sprawa, widocznie chłopakowi nie wyszło. Z moich rozmyślań wybił mnie Kosok który  podszedł z Izą najpierw mocno mnie uścisnął i powiedział kilka słow otuchy, z Izą natomiast widziałam się , od razu jak wyszłam ze szpitala i przyjechałam wraz ze Zbyszkiem do Rzeszowa. Mimo tego , że wcześniej dzieliło nas parę kilometrów, a potem rozłąka wynosiła już kilkaset kilometrów to nie zmieniły się dzięki Bogu nasze relacje. Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko , zawsze to sobie mówiłyśmy i tej zasady się trzymałyśmy. W naszym przypadku na szczęście się to sprawdzało. .Z tego co wiem to Izie i Grześkowi układało się świetnie, i bardzo mnie to cieszyło oni byli dla siebie wręcz stworzeni , on bardzo spokojny i skromny, i ona trochę temperamentna ale bardzo odpowiedzialna i zanim  zrobi coś głupiego zastanowi się nad tym 3 razy. Nie mogłam się na nich napatrzeć, pasowali do siebie jak nikt inny.
Gdy wszyscy podzielili się opłatkiem co twało dobre 30 minut przy takiej ilości osób, zasiedliśmy wszyscy do stołów. Chłopacy śmieli się , że trener Kowal spędził w kuchni chyba cały tydzień przygotowując tyle jedzenia, a tak na prawdę trener zamówił catering.
Zjadłam trochę bo nie miałam apetytu, spodnie drażniły mnie o rany.  Widziałam , że Zbyszek cieszy się z tego , że przyszłam tu z Nim. Jest dla mnie wspaniały więc tyle mogłam dla Niego zrobić. Czas mijał miło ,ale odczuwałam już lekkie zmęczenie i dyskomfort. I tak było już późno , Igła już pojechał bo Dominika chciała spać. Poprosiłam Zbyszka , żebyśmy tez się powoli zbierali. Przytaknął głową i powoli ruszyliśmy się z miejsc.  Od razu koło Nas zjawił się Dawid.

-Już jedziecie?  - zapytał.
- No jedziemy jedziemy, bo Ola nie najlepiej się jeszcze czuję,  a jutro przed Nami długa podróż. - odpowiedział mu Zibi.
- Jasne, o taką kobietę trzeba dbać, jedno jej słowo i też bym jechał do domu.-  zaśmiał się całkiem trzeźwy Dawid.
- No widzisz stary . - uśmiechnął się ironicznie Zbyszek.

Poszliśmy do szatni po nasze kurtki, Zbyszek spojrzał na mnie śmiesznym wzrokiem.
- Co tak na mnie dziwnie patrzysz?  - uśmiechnęłam się.
- Bo jeszcze dziś Ci chyba nie mówiłem, że Cię kocham, - odwzajemnił uśmiech.
- Ty to jesteś jednak wariat. - powiedziałam i narzuciłam na siebie płaszczyk.
Zbyszek wdał się w dyskusję jeszcze z Kosą i czekałam na Niego z dobre 10 minut.
- Chodź już, bo psy pewnie chcą iść na spacer. - musiałam Go wziąć podstępem , bo wiem że Bobek  odgrywa w jego życiu również ważną rolę i musiałam posłużyć się jego przykładem, aby być prędzej w domu. 
Nie minęła minuta, Zbyszek już ciągnął mnie za rękę w stronę samochodu, bo przecież jego Bobikowi nie może być źle. Dlatego też jak był u mnie w szpitalu całymi dniami  to oddał Bobka do hotelu dla zwierząt. Za chwilę byliśmy już w domu, chociaż ruch na ulicach również  był nie mały, no ale co się dziwić jak pojutrze wigilia.  Gdy dotarliśmy do domu Zbyszek od razu  przypiął psy na smycz i ruszył z Nimi na krótki spacer. Ja postanowiłam się wykąpać i dopakować resztę rzeczy, ponieważ jutro wyjeżdżamy na święta do moich rodziców. Może  z powrotem jak będziemy wracać do Rzeszowa zajedziemy do Bydgoszczy do babci Zbyszka, gdzie będą również jego rodzice.





***Oczami Zbyszka.



Spacerowałem z Naszymi "owczarkami"  i trochę mi zeszło nawet nie spodziewałem się, ze byłem z Nimi na spacerze z dobrą godzinę. Gdy wróciłem do domu , Ola zapytała co mam ochotę zjeść. Szczerze mówiąc nie byłem głody więc odmówiłem. Ola oglądała w salonie jakiś film, a ja postanowiłem pójść się wykąpać. Gdy wróciłem z łazienki zastałem Olę śpiącą na kanapie w salonie. Postanowiłem nie czekać ani chwili i wziąłem ją na ręce jak małą dziewczynkę i przeniosłem do łóżka do sypialni. Musiałem być bardzo ostrożny, nie chciałem , żeby się obudziła. I udało się. Położyłem moją dziewczynkę w łóżku , przykryłem ją kołdrą i musnąłem w usta. Mimo tego ,że było coś koło 21 położyłem się obok Niej i zasnąłem, wiedziałem , że jutro czeka Nas długa podróż, a budzik nastawiony mieliśmy na 6. Bo umówiliśmy się z Izą i Grześkiem, bo oni również jechali do miasta rodzinnego naszych dziewczyn. 



***Następnego dnia rano


Ola wstała już o 5  30 .robiła kanapki na drogę i parzyła kawę do termosu, nie chcieliśmy często się zatrzymywać,  tylko z psami , no i my jeśli odczujemy potrzebę pójścia do toalety. Widziałem po minie Oli , że cieszy się z tego , że jedzie w rodzinne strony i wcale się jej nie dziwie, dawno tam nie była a na pewno obecność rodziny bardzo dobrze jej zrobi . Iza z Kosą punktualnie o 6 podjechali pod Nasz dom , jechaliśmy oczywiście na dwa auta, bo my z powrotem jedziemy jeszcze do Bydgoszczy więc Kosa z Izą śmiało mogą wrócić sobie do Rzeszowa później. Nie wchodzili już do Nas tylko czekali w samochodzie, my wzięliśmy swoje rzeczy no i oczywiście psy i wsiedliśmy do auta. Zastanawialiśmy się czy wszystko wzięliśmy , jeszcze będąc pod domem , bo było by głupio mieć świadomość, że czegoś ważnego zapomnieliśmy wziąć. Jak się okazało mieliśmy zapięte wszystko na ostatni guzik , więc śmiało mogliśmy ruszyć w trasę. Dla pewności uruchomiłem nawigację która pokazywała nam dobre 7 godzin drogi. Nie było na co czekać więc  ruszyliśmy w drogę. 

Wigilia...
*** Oczami Olki 

Wczoraj przyjechaliśmy do rodziców, droga minęła dosyć spokojnie, ale 3 psy w domu to już trochę za dużo , dwa małe gonią się co rusz z moim owczarkiem po mieszkaniu i kręcą się miedzy nogami gdzie jest najwięcej roboty. Mama miała już wszystko przygotowane, bo nie  była by sobą gdyby było inaczej, tata przyleciał już kilka dni temu, więc rodzinka była prawie w komplecie. Tylko Magda siedziała u Tomka, ale lada chwila miała się pojawić , właśnie z Nim. Zbyszek pojechał z tatą kupić choinkę, u Nas zawsze ubierało się choinkę w wigilię. Cieszę się , że tak jest i w tym roku. O wypadku i utracie dziecka, nie wspominał nikt, ja też nie wspominałam, bo chciałam o tym chociaż trochę zapomnieć. Sprawa dopiero na początku stycznia, więc mam jeszcze trochę czasu , aby o tym nie myśleć. Dzień minął bardzo szybko i nadszedł czas powoli iadać do wigilijnej wieczerzy. Nawet psy miały swoje opłatki , specjalne dla zwierząt. Śmiać się nam chciało bo nasze pociechy usiadły się od najmniejszego do największego i śmiesznie spoglądały co jest na stole. Nadszedł czas dzielenia się opłatkiem. Podczas dzielenia się opłatkiem odezwała się chyba komórka każdego kto przebywał obecnie w naszym domu, Wiadomo jak to jest w tych czasach każdy wysyła SMS-y z życzeniami.
Po  życzeniach siedliśmy do stołu, Mama patrzyła raz na mnie i na Zbyszka, raz na Magdę i Tomka, który tego roczną wigilię spędzał u Nas. Mama wyraźnie o czymś myślała

- Co Ci jest mamuś ?Jesteś jakaś nie obecna.  - zapytałam.
 - Bo tak sobie myślę,że już mam takie dorosłe córki. Jedna już wyjechała z domu, druga pewnie też nie długo. Ahhh jak te lata szybko uciekają
- Mamuś może i nie długo Magda tez się wyprowadzi , ale pamiętaj , ze zawsze jesteśmy razem. - dodałam ją i poklepałam po ręku.
- Ja tam się nigdzie nie wybieram mamo. - uśmiechnęła się moja siostra.
- No tak gdzie Ci będzie tak dobrze jak u mamy, - zaśmiał się Tomek.
- No co? - zawstydziła się moja siostra i zaczęła zajadać pierogi.

Po kolacji przyszedł czas na prezenty, na całe szczęście,  po powrocie ze szpitala, zdążyłam coś kupić Zbyszkowi, Kupiłam mu flakon jego ulubionych perfum, bo zauważyłam , że jeszcze trochę i obecny się skończy oraz piękny zegarek, który trochę opustoszył moje konto bankowe.  A ja od Niego dostałam piękną bransoletkę, która tak świeciła, że generalnie raziła w oczy.
Wszyscy coś dla wszystkich mieli, bo nie chodzi o to , żeby dostawać nie wiadomo jakie prezenty , tylko o to żeby spędzić ten wspaniały czas świąt w ciepłej rodzinnej atmosferze i cieszyć się swoją obecnością. Czas leciał jak przez palce, posiedzieliśmy , pośpiewaliśmy kolędy i przyszedł czas na pasterkę, rodzice stwierdzili , że obejrzą w telewizji, bo nie mają siły stać w kościele 2 godzin.

- To się nazywają właśnie osoby wierzące. - zaśmiał się Tomek.
-Tomeczku  , będziesz w moim wieku i przepracujesz tyle lat co ja to pogadamy.- odpowiedział mu tata.

Na pasterkę poszliśmy z Magdą , Tomkiem , Izą i Kosą, którzy przyjechali pod kościół 10 minut przed rozpoczęciem mszy. Oczywiście miejsc siedzących nie było ,co w ogóle Nas nie dziwiło.
Zbyszek i Kosa, wzbudzali nie małą sensację nawet w kościele, ale w takich małych miastach jak Grudziądz ludzie nie przywykli do widoku znanych ludzi w sytuacjach życiowych , a tym bardziej dwóch siatkarzy reprezentujących Polskę w kościele na pasterce. Zaczęła się msza, widziałam że Iza z Kosą szepczą coś sobie do ucha, a Iza pokazuję na kogoś wzrokiem.  Długo nie musiałam czekać , aby zobaczyć kogo pokazywała Kosie. Moim oczom ukazała się Asia z Danielem i już bardzo widocznym ciążowym brzuszkiem. Bardzo dobrze wyglądali.Daniel też mnie zauważył i uśmiechnął się lekko , ja odwzajemniłam uśmiech a nie wiem czy powinnam. Myślałam że jego widok po tak długim czasie mnie ruszy wewnętrznie, ale nie. Nie ruszyło mnie kompletnie nic, oprócz tego ,że patrzyłam ciągle na brzuch Asi i myślałam, ze ja za kilka miesięcy miałabym taki sam , gdy nie ta pieprzona impreza , pieprzone narkotyki i samochód. Wytrzymałam tylko pół godziny wpatrując się w brzuch Asi, nie mogłam skupić się już na pasterce , na tym co mówi ksiądz i na niczym innym oprócz jej brzucha, Zaczęłam znowu silniej odczuwać wyrzuty sumienia. Rozpłakałam się jak małe dziecko , ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę, a ja wybiegłam z kościoła.



____________________________________________________
Witam kochani!Przepraszam ,że tak długo musieliście czekać.
Wiem , że piszę tak za każdym razem ale zaczęłam pracę i niestety bardzo
rzadko jestem w domu. Dziekuję, za wsparcie, dotyczące rezygnacji z bloga, ale
nie chcę Was dalej rozczarowywać, Nie wiem co będzie dalej z blogiem i moim adminowaniem
na stronach Monte i Serce. Chciałam Wam baaardzo ,ale to bardzo podziękować, że cały
czas jesteście ze mną na dobre i na złe. To dla Was tworzyłam tą historię.
Wszystkiego dobrego Wam życzę i sukcesów w przyszłym roku szkolnym.
Jeśli macie ochotę to komentujcie.
Pozdrawiam serdecznie. 
Olkaa.

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 18.

***Oczami Zbyszka. 




Była 10 rano , lada chwilę na miejsce miała dojechać mama Oli z Magdą i Tomkiem , a ojciec miał dopiero przylecieć z Niemiec i wylądować w Krakowie. Ola cały czas była w śpiączce, obrzęk mózgu nadal był ogromny. Ja ciągle siedziałem i trzymałem ją za rękę. Tysiąc myśli krążyło mi po głowie. Dziecko którego już nie ma , amfetamina którą dosypał Oli ten gnojek którego policja już wzięła na przesłuchanie. Z tego co wiem , to się przyznał i w ciągu kilku godzin ma być przewieziony do aresztu. Zresztą podczas przesłuchania w jego organizmie było bardzo dużo wcześniej wspomnianej amfetaminy. Obiecałem sobie, że jak spotkam tego gnoja to uduszę Go własnymi rękoma, za to , że pozbawił życia moje dziecko i nie daj Bóg pozbawi życia również moją ukochaną.  Ciągle ukradkiem  zerkałem na aparaturę, która kontrolowała pracę serca Oli, bałem się tam patrzeć. Bałem się, że gdy spojrzę na akranie pojawi się linia ciągła która będzie informowała , że serce Olki przestało pracować.  Lekarze zrobili wszystko co w ich mocy, aby Ola przeżyła. Zrobili jej również płukanie żołądka, aby pozbyć się z jej organizmu narkotyków, które dosypał jej do drinka ten sukinsyn.  Usłyszałem nagle , że ktoś wchodzi do sali w której leżał nikt inny jak moja księżniczka. 

- Ola, córeczko! - do sali wbiegła zapłakana mama Oli..
- Dzień dobry. -powiedziałem.
-Zbyszek powiedź nam ,co z nią? - zapytała Magda.
-Więc może opowiem od początku. Ola poszła na imprezę do kuzyna Nataszy, był tam chłopak który obecnie może jest już w areszcie, który dosypał Oli do drinka narkotyki. Ola poczuła się  źle. Chciała pojechać do domu ,ale Natasza poprosiła ją, aby jeszzcze trochę została. Ola opadała z sił i przez te narkotyki wzięła kluczyki do auta Konrada wsiadła , przejechała jakiś kawałek po czym uderzyła w betonową ścianę , która się na nią zawaliła. - rozpłakałem się.


- Boże kochany! Moje dziecko.. - szlochała mama Oli.
- To jeszcze nie wszystko.. - mówiłem , jąkając się.
-Mów stary.  - głos zabrał Tomek, który przytulał płaczącą Magdę.
- Ola była w 4 tygodniu ciąży i poroniła.. - ledwo przeszło mi to przez gardło.
W sali był jeszcze głośniejszy szloch i lament. Płakaliśmy wszyscy.. Nikt nie mógł uwierzyć w to, że jeszcze wczoraj rozmawialiśmy z Olką, przez telefon , a już dziś siedzimy przy jej łóżku w szpitalu i modlimy się o to ,żeby przeżyła.
- Patrzcie!- krzyknęła Magda wskazując na policzek Oli , na którym właśnie spływała łza.
- Idę po lekarza.  - powiedział Tomek.
Lekarz przyszedł po 5 minutach , powiadamiając nas, że Ola prawdopodobnie Nas słyszy,że osoby będące w śpiączce słyszą i często z oczu płyną im łzy, ale to niestety nie jest żadną oznaką przebudzenia  się pacjenta.  Lekarz rówież powiedział, że Ola będzie podrzymywana w śpiączce farmakologicznej dopóki obrzęk jej mózgu się nie zmniejszy. Gdy tak się jednak stanie, lekarze będą przeprowadzać próbę wybudzenia jej.
- Przynajmniej nie czuje bólu.. - pomyślałem i musnąłem jej usta.
Lekarz wyszedł z sali, a my usiedliśmy się wokół łóżka Oli i ciąglę się w Nią wpatrywaliśmy.


Tydzień później:


Za kilka minut odędzie się próba wybudzenia Oli. Wszyscy siedzimy jak na szpilkach albo chodzimy w kółko bo nie możemy doczekać się tej chwili  i wszyscy bardzo chcemy,aby to się udało. Zastanawiałem się , czy powiedzieć Oli o poronieniu, nie wiedziałem czy najlepiej powiedzieć jej o tym odrazu czy odczekać trochę. Jednak mama Oli stwierdziła, że będzie lepiej jak powiem jej na samym początku. A nie jak dojdzie do siebie i zagnę ją taką informacją. Zdawaliśmy sobie sprawę , że to będzie dla Oli straszne, dla Nas wszystkich zresztą też jest. Ola  pewnie będzie się obwiniać o to  , że dziecka już nie ma.  Ale będę robił wszystko aby czuła się dobrze. Zabiorę ją ze sobą do Rzeszowa, szkoda tylko , że musiało dojśc do takiej tragedii , aby Ola się do mnie przeprowadziła. Ja sam opuszczam treningi , ale na szczęście trener jest bardzo wyorzumiały i rozumie całą sytuację, która nie wątpliwie jest sytuacją bardzo poważną i wyjątkową. Rodzice Oli zgodzili się ze mną , ze powinna być ze mną w Rzeszowie, bo przy mnie na pewno będzie bezpieczna i szybciej dojdzie do siebie. Chociaż pewnie długo się będzie za nią ciągnąc ta impreza w Krakowie. Policjant, któy prowadzi tą sprawę był dziś w szpitalu i powiedział mi , że jak tylko Ola się obudzi  będzie przesłuchana i z całą pewnością odpowie przed sądem za jazde pod wpływem alkoholu i narkotyków. Ale to zostawimy na później. najważniejsze teraz jest to ,żeby Olka się obudziła.


- Dzień dobry, proszę opuścić salę.- powiedział lekarz który wraz z resztą personelu wszedł do sali w której leżała Ola. 
Wszyscy posłusznie opuściliśmy salę i usiedliśmy się na krzesełkach w poczekalni, wpatrując wzrok w zamknięte drzwi sali w której leżała Ola. Siedziliśmy w ciszy ,każdy ronił łzy. Ja odmówiłem chyba pół różańca, aby udało się wybudzić Olę... Po jakiś 15 minutach z sali wyszedł lekarz , z miną nie mówiącą dosłonie nic.
- Panie doktorze, obudziła się? - zapytał tata Oli
- Niestety próba wybudzenia pacjentki nie powiodła się. Przykro mi.- odpowiedział.
Obsunąłem się o ścianę. Byłem bezradny nie mogłem zrobić nic ,co sprawiłoby , że Ola była by z nami nie tylko ciałem. Schowałem twarz w dłoniach i rozpłakałem się.
- Będzie dobrze Zbychu zobaczysz. - w ramię klepnął mnie Tomek.
 - Mam nadzieję. - podniosłem głowę do góry i odpowiedziałem.
Wszyscy ponownie weszliśmy do sali , Ola leżała nadal tak jak leżała. Pielęgniarka zmieniała jej jeszcze opatrunek i poinformowała Nas. że kolejna próba wybudzenia odbędzie się za 3 dni.. Wszyscy musimy znowu czekać 72 godziny w niepewności  i z myślą czy Olę uda się wybudzić czy nie. Pielęgniarka jednak uspokajała Nas, że stan Oli się poprawia i z dnia na dzień obrzęk jej mózgu stopniowo się pomniejsza, więc jest większa szansa na to ,że Olcia się obudzi. Troszkę mnie uspokoiła, ale mimo wszystko bałem się, że coś będzie nie tak. W kieszeni spodni poczułem wibrację mojego telefonu na wyświetlaczu pojawiło mi się zdjęcie igły. Odebrałem:
- Halo . - powiedziałem nijak.

- Cześć Zibi co u Oli , udało się ją wybudzić?  -zapytał.
- Niestety się nie udało. Jestem załamany. - odpowiedziałem.
-O kur**. Ale my tu wszyscy w Rzeszowie wierzymy, że będzie dobrze. Ola to silna babka, da radę - zobaczysz. -Dodał.
- Mam nadzieję Krzysiu , ale wszytko jeszcze przed Nami .
- Masz rację, ale pamiętaj ,że My tu wszyscy w Rzeszowie, zawsze jesteśmy z Wami ,trzymamy kciuki za to aby wszystko się dobrze skończyło i modlimy się za życie Oli .
-Dzięki Krzysiu, wiem ,że możemy na Was liczyć. Wy na Nas też.
- Dobra stary idź do Oli , pozdrów ją ode Nas bo na pewno Cię słyszy i trzymaj się, bądź twardy.- powiedział Igła.
-Dziękuję za telefon , trzymaj się. - zakończyłem rozmowę wciskając czerwoną słuchawkę na swoim telefonie.

Wróciłem do sali i znowu usiadłem koło mojej ukochanej. głaskałem palcem jej policzek, który miał jeszcze pojedyńcze zadrapania. Zastanawiałem się dlaczego coś takiego nie mogło spotkać mnie tylko Olę, Bezbronną kobietę, która nie zrobiła światu nic złego i tak ją los pokarał. Nie dość , że ona sama leży nie świadoma tego co się dzieję w okół Niej to jeszcze straciła Nasze dziecko.  Nie mogę się opamiętać.. Ciągle myślę o tym maluszku ,o którym na pewno nie długo bym się dowiedział. Na pewno skakałbym ze szczęścia, bo Ola jest wymarzoną kobietą i z całą pewnością chcę mieć z Nią dzieci. Widocznie tak chciał los i mam nadzieję , że da nam jeszcze jedną szansę  ,aby rozpocząć wspólne życie i założyć rodzinę



*** 3 dni później.



-Udało się! - powiedział lekarz który wyszedł z sali Oli i poinformował Nas o  tym, że wybudzenie jej zakończyło się sukcesem.
- Jak dobrze . - wszyscy odetchneliśmy z ulgą.
- Tylko proszę pojedyńczo wchodzić jak narazie, bo pacjentka musi odpocząć. - uśmiechnął się doktor.
- Idź pierwszy Zbyszek. - mam Oli pokazała wzrokiem na drzwi.
Nie wiem dlaczego , ale bardzo się denerwowałem. Wiedziałem ,że nie długo będzie tu policja aby Olę przesłuchać lecz postanowiłem namalować na swej twarzy szeroki uśmiech i wejść zobaczyć moją ukochaną.  Gdy tylko wszedłem do sali Ola powiedziała cichym, stłumionym głosem:
- Jesteś...
-Jestem i zawsze będę, przecież nie raz Ci to mówiłem. - złapałem jej dłoń i pocałowałem , po czym schowałem w swoich dłoniach.
-A co z Resovią? - zapytała mnie.
-Teraz Ty jesteś moją Resovią i jestem tam gdzie powinienem być. - uśmiechnąłem się.
Ola odwzajemniła mój uśmiech.
- Zbyszek , długo mnie z Wami nie  było ? 
- 1,5 tygodnia kochanie, stanowczo za długo.
-A co się w ogóle stało?
- Chcesz teraz o tym mówić? - zapytałem ją.
- Wiem tylko , że źle się czułam i chciałam jechać do domu i wzięłam kluczyki od auta Konrada.
Opowiedziałem jej cała historię co było dalej , a z jej oczu kapały łzy. Nie miałem serca jej powiedzieć, że przez tego bydlaka straciła dziecko, ale nie miałem innego wyjścia.
- Ola , zanim przyjdzie policja i Ci pewnie o tym powie, muszę Ci coś wyznać.- z oczu słynęły mi pojedyńcze łzy.
 - Tak? - spojrzała na mnie..
Postanowiłem nie owijać :
- Byłaś w ciąży.. - powiedziałem cicho i spuściłem głowę w dół.
-Coooo?! - Ola , aż krzyknęła i rozpłakała się.
- Ola, kochanie to nie jest Twoja wina, jeszcze będziemi mieli dzieci zobaczysz. Ten bylak Maciej już siedzi w areszcie i będzie siedział tam tak długo , aż sąd ustali termin rozprawy. Nie załamuj się skarbie, będziemy zawsze razem.
- Zbyszek.. Przestań! Pozbawiłam życia , nasze dziecko.- płakała i mocno ściskała moją dłoń.
Pielęgniarka przyszła dać jej zastrzyk uspakajający, a do sali weszła mama Oli która mocno ją przytuliła.  Ola dała mocniejszy upust swoim łzom i wypłakała się na ramieniu mamy,której nie widziała zresztą od dłuższego czasu.
- Będzie dobrze córuś, zobaczysz. - Pani Ilona pocieszała Olę.
- Kochanie , Twoja mama ma rację, posłuchaj jej. Zabiorę Cię do Rzeszowa życie się nam ułoży, obiecuję.  - powiedziałem.
- Nigdzie nie pojadę. - Ola wyrwałą ręke z moich dłoni.
- Kochanie chcesz zostać tu? W krakowie gdzie spotkało Cię tyle złego ? -zapytałem ją.
Ale nie odpowiedziała, wiem , że potrzebuje czasu aby to przemuśleć . Chce się oswoich z zaistniałą sytuacją i przeżyć wszystko na swój sposób. Trzeba ją zostawić na chwilę samą , aby mniej więcej ogarnęła swoje myśli.
- Pamiętaj , że Cię kocham i chcę z Tobą być. Zawsze możesz na mnie liczyć. - pocałowałem ją delikatnie, chociaż jej wargi były spierzchnięte.
- Przepraszam ,za wszystko ,też Cię kocham. - odpowiedziała ocierając łzy.
 Poszedłem do łazienki ,a gdy już z niej wróciłem w sali Oli siedział policjant,  który przesłuchwiał Olę, prosił aby nie wchodzić więc nikt nie wchodził do sali. Namówiłem rodziców Oli , aby po jej rozmowie z policjantem chwilę z nią posiedzieli , a potem pojechali odpocząć. Widziałem ,że są zmęczeni. Ja tak na dobrą sprawę ,też nie pamiętam kiedy ostatnio spałem, Zapomniałem też jak wygląda mój pies. który jest obecnie ciągle w hotelu, pod opieką personelu zwierzęcego.  Mama Oli przytaknęła i gdy policjant wyszedł wraz z mężem weszła do sali .
- Przepraszam Panie Zbigniewie, chciałem tylko prosić, aby powiadomić policję o tym, gdy Pani Aleksandra wyjdzie ze szpitala,dobrze? - zapytał.
- Tak oczywiście, Panie władzo. Powie mi Pan co grozi mojej dziewczynie? - zapytałem.
- Pani Ola była nie świadoma tego co robi poprzez sporą ilość narkotyków, które zostały jej dosypane. Może grozić jej grzywna, albo zostanie uniewinniona. Ta decyzja należy już do sądu.
- Dziękuję bardzo za informację. - uśmiechnąłem się do mundurowego.
- Do widzenia.  - powiedział policjant i poszedł w stronę windy, a ja wróciłem do Oli która już trochę się uspokoiła.







____________________________________
Kochani wiem ,że rozdział miał być prędzej , ale niestety nie miałam czasu aby pisać, bo mam trochę spraw na głowie. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Ten rozdział nie jest długi ,ale może na początku przyszłego tygodnia napiszę kolejny. Mam nadzieję, ze mi się to uda. :) Proszę piszcie swoje opinie , pod rozdziałem, bo to na prawdę motywuję. :)
Pozdrawiam Was kochani gorąco!
Olkaa  : )