Łączna liczba wyświetleń
niedziela, 1 grudnia 2013
Rozdział 22.
***Oczami Olki
Siatkarze zdobyli srebrny medal LŚ nie radząc sobie w finale z Brazylią, ale było blisko. Drugie miejsce to i tak bardzo duże osiągniecie. Na weekend zostaliśmy zaproszeni do Ignaczaków z racji tego, że Krzysiek jest już w Rzeszowie. A dziś po południu przyjeżdżają do Nas rodzice Grześka i zostają do piątku. Grzesiek od rana krzątał się już po kuchni ,a ja wylegiwałam się jeszcze w łóżku. W radio właśnie leciała piosenka , która tylko i wyłącznie kojarzyła mi się z Zibim, zawsze mi ją puszczał. Moje myśli o przyjeździe rodziców Kosoka zeszły na dalszy plan i zatrzymały się na atakującym. Poczułam nagle mocnego kopniaka od Kuby.
- Tatusia ulubiona piosenka . - powiedziałam , kładąc dłoń na swoim co raz większym brzuchu.
Kuba tak jakby słysząc to co do Niego mówię kopnał jeszcze dwa razy. Łzy poleciały mi po policzkach.
- Kotek z kim Ty tam rozmawiasz? - głos Grześka dobiegał glośniej, więc domysliłam się ,że idzie do sypialni.
-Z Kubą kochanie. - odpowiedziałam, ocierając szybko pojedyncze łzy.
- I co ten nasz synuś Ci powiedział? - Kosa już leżał obok mnie wpatrując się w mój brzuch.
- Właśnie nic nie mówi, tylko ciągle kopie. - wymusiłam uśmiech.
- Chodź do kuchni , przygotowałem śniadanie. - Grzesiek musnął moje usta.
Leniwie wstałam z łóżka, przeciągnęłam się i udałam się w stronę kuchni. Na stole czekał na mnie świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i tosty z serem , które lubie najbardziej. Wraz z Grześkiem wzięliśmy się za jedzenie śniadania.
***Oczami Kosy.
Gdy zjedliśmy śniadanie, zaczęliśmy trochę ogarniać mieszkanie. Z reguły było czysto, ale trzeba było trochę zamieść z racji tego ,że Junior po spacerze zawsze na nosi do domu dużo piasku.
- Grzesiek!!- usłyszałem krzyk Oli.
Pobiegłem szybko do łazienki , bo tam właśnie sprzątała moja dziewczyna, z myślą, że coś się stało.
-Co się dzieje? Coś Cię boli ? - zapytałem spanikowany.
-Nie no coś Ty , nic się nie stało. - odpowiedziała, a ja odetchnąłem z ulgą.
-To czemu mnie straszysz?
-Chciałam tylko zapytać czy zarezerwowałeś stolik w restauracji, przecież mamy iść na obiad z Twoimi rodzicami.
- O rany! zapomniałem! Skarbie jesteś wielka, ale byłaby wtopa!- uśmiechnąłem się do Oli.
-No jestem wielka i to dosłownie. - zaśmiała się Olka, czyszcząc lustro.
-Nie przesadzaj, masz mały brzuch jak na 7,5 miesiąca ciąży.- przytuliłem ja od tyłu, kładąc dłonie na jej ciążowym brzuszku i składając pocałunek na jej szyi. Na jej szyi pojawiła się gęsia skórka .
- Kocham Cię .-szepnąłem jej do ucha.
- Ja Ciebie też. A teraz idź zadzwoń do tej restauracji sklerozo. - zaśmiała się i wygoniła mnie z łazienki.
Zadzwoniłem do mojej ulubionej restauracji , zamawiając stolik na dzisiejsze popołudnie. W celu zjedzeniu obiadu z moimi rodzicami. Uwielbiam tą restaurację, zresztą jak wszyscy Resoviacy. Da Vinci jest częstym miejscem naszych spotkań po meczach czy treningach. Stolik zamówiłem na 16:oo jak się okazało jeden z ostatnich. Dobrze, że Olka mi o tym przypomniała, bo spaliłbym się ze wstydu przed rodzicami .
***Oczami Zbyszka
Liga światowa skończyła się dla Nas na drugim miejscu, wiadomo że plujemy sobie w brodę,ze to nie jest złoty krążek, bo robiliśmy wszystko co w naszej mocy aby zdobyć najwyższy stopień podium, ale Brazylijczycy byli od Nas w meczu finałowym trochę lepsi. Dostałem nagrodę najlepiej punktującego zawodnika turnieju , Igła został natomiast najlepszym libero co wcale mnie nie dziwi, bo jest najlepszy. Cieszymy się z naszego sukcesu,ale czas wrócić do Rzeczywistości. Mamy trochę wolnego, a potem znowu zacznie się zgrupowanie w Spale które ma nas przygotować do wrześniowych Mistrzostw Europy. Ja natomiast jestem w Rzeszowie ,aby trochę odpocząć po Lidze Światowej.
-Zbysiu, może pójdziemy gdzieś dziś na kolację? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Kingi , która właśnie wyszła spod prysznica.
- W zasadzie możemy iść później na jakiś obiad,a kolacje sobie odpuścimy. Muszę się trzymać diety.- uśmiechnąłem się.
-Dobry pomysł, mi też się przyda mała dieta, ale przed obiadem jestem jeszcze umówiona na tipsy. - odpowiedziała. - Zawieziesz mnie do kosmetyczki tak za 2 godziny? - zapytała.
- Jasne,że Cię zawiozę, nie ma sprawy. - powiedziałem,wchodząc do łazienki. Teraz ja poczułem potrzebę porannego prysznica.
Gdy wyszedłem z łazienki zastałem Kingę malującą się.
- Po co nakładasz tyle podkładu, jest lato. Daj skórze trochę pooddychać.- byłem zdziwiony, ilością "tapety" jaką Kinga nakłada, na swoją nie brzydką twarz.
-Oj kocie, czepiasz się. Chcę Ci się po prostu podobać. - odpowiedziała.
-Taaa. - rzuciłem krótko.
Nadszedł w końcu czas na zawiezienie Kingi do kosmetyczki.
- Kinga, ile ja mam na Ciebie czekać? - byłem już lekko zdenerwowany, bo ile się można szykować.
- Zbyniu, spokojnie. Już idę. - Chwyciła torebkę w dłoń i cmoknęłam mnie w usta, aż kleiłem się cały od błyszczyka.
- Fuuu, jeszcze ten błyszczyk. - mruknąłem.
- Skarbie, nie denerwuj się. - Kinga próbowała mnie udobruchać .
Odstawiłem Kingę do kosmetyczki i wróciłem do domu. Postanowiłem wziąć Bobka na spacer do parku. Tego właśnie mi potrzeba, spokoju i spaceru z moim psem. Przechodząc się alejkami parku usłyszałem dźwięk mojego telefonu :
" Kto to do diabła" - pomyślałem.
Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Ignaczaka.
- Słucham Ciebie Krzysiu? - zacząłem.
- No cześć Zbychu, masz jakieś plany na weekend? - zapytał przyjaciel.
- W zasadzie, to nie ,a co się dzieję?
- No to w takim razie zapraszam Ciebie i Kingę do Nas na grilla w sobotę.
-Ciekawa propozycja, a kto ma być jeszcze? - zapytałem.
-Pit z Olą i Kosa i Olką. -zamurowało mnie.
- Igła, to nie jest najlepszy pomysł ,żebym przychodził wiesz jak jest.- miałem chwilę wątpienia.
-Przecież z Kosą rozmawiasz normalnie, więc nie wiem o co Ci chodzi. Z Olą też nie masz na pieńku . Więc nie masz się czego obawiać. - Krzysiek zaczął mnie przekonywać.
- A Ola wie,że jesteśmy zaproszeni? - zapytałem,
-Nie, jeszcze nie. Ale zadzwonię do Kosy i potem powiem.
- Skoro tak, to jasne będziemy na pewno. - uśmiechałem się sam do siebie, na myśl o tym,że znowu zobaczę Olę.
- No to super, jesteśmy umówieni.Dominika się ucieszy na widok ulubionego wujka. -zaśmiał się Krzysiek.
- W takim razie do soboty. Pozdrów Iwonę i dzieciaki.- zakończyłem , wciskając czerwoną słuchawkę.
-W sobotę zobaczysz swoją Panią.- powiedziałem do Bobka, trzymając Go na rękach, a ten polizał moją dłoń.
- Chyba jesteś zadowolony, to dobrze bo ja też. Tak bardzo tęsknie za jej dotykiem, spojrzeniem, mową ciała, gestami, pocałunkami, za nią całą tęsknie.. -wyraźnie się zamyśliłem. Lubię Kingę, ale ona nigdy nie zastąpi mi Oli, w żadnym calu nie dorasta jej do pięt. Ola nigdy nie nakładała na siebie tony tapety, zazwyczaj była rozsądna, gdy się na coś decydowała pytała mnie co ja o tym sądzę. Z Olą to nawet chętnie chodziłem do centrum handlowego,a z Kingą najwyraźniej nie mam na to ochoty. Z Olą zrobiłbym najgłupszą rzecz na świecie, bo jest tego warta. Muszę poważnie przemyśleć mój związek o ile można to tak nazwać z Kingą. Bez sensu jest tkwić w czymś na siłę. Wiesz mały? - zapytałem Bobka, a ten tylko mrugnął oczami.
***Oczami Olki
Siedząc z Grześkiem na kanapie, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-To pewnie Twoi rodzice - powiedziałam
Grzesiek zerwał się z kanapy w celu otworzenia drzwi.
- Dzień dobry syneczku..- usłyszałam głos mamy Grześka.
-Cześć mamo! - cmoknął ją w policzek środkowy.
Ja pośpiesznie dokańczałam przygotowanie stołu i dołączyłam do boku Grześka.
- Dzień dobry Państwu. Miło państwa widzieć. - uśmiechnęłam się.
-Cześć kochana- uściskała mnie mama Grześka a zaraz po Niej, tata.
-Wchodźcie dalej. - pokazał ręką Grzesiek w stronę salonu.
-Patrz Rysiek , ile słodkości. Coś dla Ciebie. - zaśmiała się mama Grześka widząc zastawiony ciastem stół w salonie.
- No nie mów, ze dla Ciebie nie, bo pierwsza się dopadniesz. - to mama Grześka usłyszała w odpowiedzi od swojego męża.
-Proszę Państwo siadają. Życzą sobie Państwo kawy czy herbaty?- byłam trochę spięta.
-Dziecko kochane, ja zrobię . Nie przemęczaj się. - zarządziła mama Grześka.
-Pani Haniu, na prawdę to żadne przemęczenie i idę już zaparzyć kawę. - uśmiechnęłam się i zniknęłam do kuchni.
Z salonu dobiegały do mnie głosy Kosoków.
-Jak tam syneczku ,wszystko u Was dobrze? Jak zdrowie Twoje, Oli? - mama Grześka miała do Niego sto pytań na minutę.
- Wszystko w porządku mamo, nie długo zaczynamy treningi z Resovią , a zdrowie też dopisuję mi jak i Oli.- odpowiedział środkowy.
-Grunt to zdrowie, nie ma nic ważniejszego, - stwierdził Pan Ryszard.
- Masz rację tato.
- Olka pomóc Ci w czymś? - zapytał Grzesiek odrywając się z rozmowy z rodzicami.
- Nie Grzesiu , już idę.
Dostarczyłam kawę do salonu i usiadłam na jednym z krzeseł. Mama Grześka ciągle na mnie zerkała.
- Ślicznie wyglądasz. - powiedziała, biorąc łyk kawy.
-Dziękuję bardzo, - uśmiechnęłam się przyjaźnie, a ręcę miałam mokre ze zdenerwowania.
Rodzice Grześka bardzo dobrze znają Bartmana i znają mnie jeszcze za czasów związku właśnie z Nim. Wiedzą też , że dziecko które noszę pod sercem jest jego,ale nie mają nic przeciwko temu i również traktują Kubę jako syna Grześka. Trochę nie codzienna sytuacja, ale takie jest życie. Bardzo się cieszę, że Państwo Kosok mnie akceptują. Są to bardzo sympatyczni ludzie. Na początku trochę się bałam tej całej sytuacji, ale wraz z Grześkiem już na początku ciąży stwierdziliśmy, że nie warto przed Nimi ukrywać ,że biologicznym ojcem dziecka jest Zbyszek.
- A co u Zbyszka? - zapytał tata Kosy , a ja aż zachłysnęłam się sokiem na samo wspomnienie imienia atakującego.
- Z tego co wiem jest teraz w Rzeszowie, po Lidze Światowej a nie długo następne zgrupowanie w Spale. Ma dziewczynę i wszystko u Nich w porządku. - odpowiedział dosyć wyczerpująco Grześ.
Gdy wypiliśmy kawę (ja oczywiście sok) , postanowiliśmy pójść na mały spacer, a potem prosto do restauracji na wcześniej ustalony obiad. Państwo Kosok wyraźnie cieszyli się z przyjazdu do Nas , ponieważ gdy zacznie się sezon ligowy, nie będzie tak częstej możliwości aby mogli zobaczyć syna.
Poszliśmy oczywiście do pobliskiego parku , pogoda była świetna. Ja czułam się dobrze ,lecz nogi zaczęły mi powoli puchnąć ,ale tak tragicznie jeszcze nie było. Chociaż wiadomo,że szybciej się męczyłam.
-Może usiądziemy na chwilę? -zaproponowała mama Grześka.
-Hania czytasz w moich myślach. - ucieszył się Pan Rysiek.
-Jakie fajne, zgodne małżeństwo. - uśmiechnęłam się siadając na ławce obok Grześka.
- I to już tyle lat. - powiedziała Pani Hania.
Chwilę posiedzieliśmy i postanowiliśmy wrócić pod dom po auto i udać się na obiad.
Po pół godziny byliśmy już pod restauracją, mieliśmy dobry czas bo była chwila przed 16.
-Dzień dobry, oto Państwa stolik. - przywitała nas kelnerka i wskazała zarezerwowany wcześniej przez Grześka stolik.
-Ładnie tu. - powiedziała mama środkowego.
- Ulubiona restauracja Resoviaków.- wyjaśniłam.
Kelnerka przyniosła Nam karty dań. Państwo Kosok zamówili kurczaka z warzywami ,ja kurczaka słodko- kwaśnego a Grzesiu zamówił sobie schabowego z ziemniakami.
- Typowy Polak. - ojciec zażartował z syna .
- Tato nie czepiaj się. - Grzesiek śmiesznie zmrużył brwi.
-Jak sobie wyobrażacie Wasze życie po narodzinach Kubusia ? - zapytała mama Grześka.
- Ja jestem trochę przerażona, Grzesiek będzie ciągle na wyjazdach z Resovią, a ja będę musiała jakoś radzić sobie sama. Może moja mama weźmie urlop pierwsze 2 tygodnie po porodzie i mi pomoże.
- Kochanie, nie ma się czym martwić, przecież wiesz,że będę Ci pomagał i każdą wolną chwilę pomagał Ci przy małym. - Grzesiek chwycił moją dłoń.
- Wiem Grzesiu ,ale więcej Cię nie będzie niż będziesz. Lecz wiedziałam na co się piszę wiążąć się z siatkarzem. -uśmiechnęłam się. Jakoś sobie poradzimy.
-Ja też jestem chętna do pomocy .- zaoferowała się Pani Hania.
- Przecież nie możemy Pani wykorzystywać. - powiedziałam.
-Dziecko, jakie wykorzystywać? Przecież to mój wnuk! - Pani Kosok energricznie się uśmiechnęła.
Zrobiło mi się ciepło na sercu z myślą o tym,że mamy wsparcie w rodzinie Grześka. Cieszyłam się,że jego rodzina jest pozytywnie nastawiona na nasz związek. Po 15 minutach kelnerka przyniosła nasze dania. Zabraliśmy się za jedzenie , wszystkim chyba bardzo smakowało. Nagle usłyszałam dobrze znany mi głos gdzieś nie opodal naszego stolika. Zamurowało mnie. Nie spodziewałam się ,że spotkam Go od razu po jego powrocie do Rzeszowa. Automatycznie odechciało mi się jeść.
- Ja już chyba podziękuję. - odłożyłam sztućce.
-Co jest kotek? - zapytał Grzesiek ,widząc moją nie tęgą minę.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Zbyszek stał już koło Naszego stolika, a za Nim stała Kinga.
-Dzień dobry Państwu. Jak ja długo Państwa nie widziałem . - przywitał się najpierw z rodzicami Grzesia.
-Cześć. - powiedział jak do kolegi tata Grześka i podał mu rękę.
-Cześć Kosa. - Zbyszek podał dłoń Kosie, a do mnie doleciał zapach bardzo dobrze znanych mi perfum atakującego.
Zbyszek chciał przywitać się ze mną buziakiem w policzek,ale chyba nie był to najlepszy pomysł.
-Zbysiu co Ty robisz?Chcesz tego wieloryba całować? - głos zabrała niezwykle błyskotliwa Kinga.
Kosa nie wytrzymał , a ja zacisnęłam pięść:
- Ola jest w ciąży i wygląda wspaniale, a Ty jesteś sztuczną dziwką która leci na kasę Zbyszka.
- Grzesiek, uspokój się nie warto w ogóle zwracać uwagi na takiego intruza. - złapałam Go za dłoń i musnęłam jego usta.
Kinga wybiegła z restauracji wyraźnie upokorzona.
- Przepraszam Was bardzo. Głupio mi . - Zbyszek kłopotliwie podrapał się po głowie i również wyszedł z restauracji.
- Ja pierdziele co za dziewuszysko. - mama Grześka z niedowierzaniem kręciła głową.
-Przepraszam Was bardzo za te słowa, ale nie wytrzymałem. Nikt nie będzie tu obrażał Oli ,a co do tej dziewczyny powiedziałem to co myślę, zresztą nie jest to tylko moje zdanie. - wytłumaczył Grzesiek.
- Bardzo dobrze, zrobiłeś synu stając w obronie swojej kobiety, a tamtej trochę chyba poszło w pięty.- Pan Ryszard klepnął Grześka w ramię.
-Nie dajmy sobie zepsuć tego dnia. - uśmiechnęłam się i zamówiłam dla wszystkich pucharek lodów.
***Oczami Zbyszka.
Droga do domu minęła w ciszy , bo nie chciałem robić sceny na ulicy. Byłem wściekły na Kingę. Nie spodziewałem się po Niej takiego zachowania. Jak mogła powiedzieć coś tak okropnego kobiecie w ciąży. Zresztą Ola nic jej nie zrobiła. Ma swoje życie z Kosą , ja nie mam już z nią nic do czynienia, a szkoda.. Pierwsze co gdy wszedłem do domu wykrzyczałem parę słów.
- Co Ty sobie do cholery myślałaś?! Ogłupiałaś dziewczyno ? Nie przecież Ty jesteś głupia!- pytałem i stwierdzałem w stronę Kingi.
- Zbyszek! Przestań tak mówić , chciałeś tą wydrę pocałować w policzek. - płakała.
- I co by się stało? Świat by się zawalił? Chciałem się tylko przywitać. A Ty narobiłaś wstydu na pół Rzeszowa dziewczyno. Jesteś jakaś nie poważna. Zbieraj się i znikaj mi z oczu! - wykrzyczałem jej w twarz.
Kinga wzięła torebkę i wyszła ,trzaskając drzwiami. Grzesiek też trochę przegiął nazywając ją dziwką,ale też bym nie wytrzymał na jego miejscu.Bardziej osobiście ruszyło mnie to ,że Kinga obraziła Olę niż to ,że Kosa obraził Kingę. A jaki to wstyd przed Olą i rodzicami Kosy. Chyba nigdy więcej nie spojrzę jej w oczy. Nie ma mowy,że pójdę do Ignaczaków na grilla, prędzej zapadnę się pod ziemię. Jak emocję trochę opadną to będę musiał zadzwonić do Oli i Kosy i ich przeprosić za zachowanie Kingi. Swoją droga Ola wyglądała ślicznie, miała na sobie piękną miętową sukienkę która delikatnie opinała się na jej już sporym ale bardzo kształtnym i zgrabnym brzuszku. Włosy miała spięte w wysoki kucyk ,a na szyi miała łańcuszek który podarowałem jej kiedyś na mikołajki. Serce mi się radowało,że ją widzę i że ma na sobie coś co jej dałem. Może nie do końca skreśliła mnie ze swojego życia?
- Jaki ja jestem durny. - pomyślałem.
Jak mogłem zostawić taką kobietę no jak? - zadawałem sobie codziennie , a nawet kilka razy dziennie to pytanie.
Łzy napłynęły mi do oczy, pomyślałem sobie, że gdybym był nadal z Olą i wtedy nie wydarzył się ten straszny wypadek, mieli byśmy miesięczne dziecko ,a tak to ona za 2 miesiące będzie miała dziecko z Kosą. Swoją drogą szybko im poszło, ale nie w tym rzecz.. Przecież to ja mogłem tworzyć z Nią rodzinę. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, położyłem się na łóżku i przesuwając palcem po ekranie telefonu oglądałem dłuższą chwilę zdjęcia które się w Nim znajdują. Nasze zdjęcia, nasze chwile spędzone razem które często uwiecznialiśmy w końcu trafiłem na pierwsze zdjęcie Oli jakie jej zrobiłem. Było to zdjęcie z Sopotu , na ognisku.
-Kocham Cię. -szepnąłem w stronę zdjęcia i ze łzami w oczach zasnąłem.
________________________________________________________
Witam kochani! : ) Oto kolejny rozdział mojego opowiadania. Proszę o zostawienie po sobie śladu i oczywiście opinii na temat tego rozdziału!: )
Pozdrawiam serdecznie - Olka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
super, cieszę się, że dodałaś kolejny rozdział. czekałam na niego :) genialnie piszesz, czekam na więcej. :)
OdpowiedzUsuńrozdzial jak zwykle super !!!! :* mam nadzieje ze Ola wroci do Zbyszka i bede znpwu razem <3 z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial ! ;))
OdpowiedzUsuńCodziennie patrze na Twojego bloga. A ten rozdział? Chyba jeden z najlepszych. Zwłaszcza końcówka. Dziękuję, że piszesz go ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne ! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Ciekawi mnie, czy Ola będzie ze Zbyszkiem. Zdecydowanie wolę Kosę. Pisz częściej, proszę !
OdpowiedzUsuńBoskie. Kosa idealny dla Oli. Już się bałam, że teściowie nie będą dla niej mili :P
OdpowiedzUsuńZbyszek musi sie dowiedziec ze to jego dziecko . :)
OdpowiedzUsuńkocham cię normalnie że dodałaś, proszę tylko o wiecej...;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetnie, jak zwykle rycze...
czekam na wieceeeeej !! :D
OdpowiedzUsuńrozdziaj jak zwykle supeeerrr ! Zibi <3
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały ! Końcówka powalająca :D mam nadzieję że Zbyszek będzie próbował odzywać Olę , swoją drogą Kosa jest lepszy dla niej. :p
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością :* !
Świetny, chyba najlepszy! PozdrAwiam :)
OdpowiedzUsuńJuż wkrótce rusza nowy projekt :) Zapraszam do odwiedzenia http://podroz-do-raju.blogspot.com/ i przeczytania garści informacji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Paula